niedziela, 20 września 2020

HITTMAN - Destroy all humans (2020)


 W latach 80 było wiele ciekawych i mało znanych kapel. Wiele z nich przepadło w gąszczu ciekawszych i bardziej rozpoznawalnych marek. Taki los spotkał amerykański Hittman, który miał naprawdę świetny debiut i zapisał się w historii amerykańskiego heavy/power metalu. Potem udało się wydać komercyjny "Vivas machina" i band zakończył działalność. Band reaktywował się w 2017r i to w sumie teraz bardzo modne i dobrze że są możliwości na powrót kapel z lat 80 czy 90. Hittman na reaktywacji nie poprzestał i postarał się o nowy album. "Destroy all humans" to album, który niestety bardziej brzmi jak kontynuacja "Vivas machina' aniżeli "Hittman".

Czekałem na ten album, bo chciał usłyszeć jak obecnie brzmi Hittman. Liczyłem na powrót do korzeni, ale dostałem niestety nijaki, nudny album metalowym z elementami hard rocka. Nie pomógł nawet fakt, że band w zasadzie poza basistą jest taki sam jak na dwóch poprzednich wydawnictwach. Okładka prosta i troszkę tandetna. Brzmienie jest dobre, ale na kolana nie powala. Brakuje ikry i mocy. Najlepiej prezentuje się wokalista Dirk Kennedy, który wciąż brzmi drapieżnie.

Ciekawe jest to, że płytę otwiera rozbudowany i nieco mroczniejszy "Destroy all humans". Start nie najgorszy, bo potrafi zaskoczyć szybszym tempem czy zadziornymi partiami gitarowymi. Stonowany i taki przesiąknięty latami 80 "Breathe" może nie jest zły, ale nie ma tu power metal, a heavy metal w brytyjskim wydaniu. Nie wiele wnosi hard rockowy "The ledge" czy banalny "Code of honour". Same utwory nie są tragiczne, bo wszystko jest solidne, ale od takiej kapeli jak Hittman można wymagać czegoś więcej. "Total amnesia" i to jest jeden z najlepszych utworów na płycie. W końcu coś się dzieje, szkoda że tak późno. Całość zamyka również rozbudowany "love, the assasin", który też brzmi solidne, ale nic ponadto.

Rozczarowanie to jest słowo, które mi się nasuwa przy okazji nowej płyty Hittman. Płyta solidna i może bardzo heavy metalowa, ale nie ma wyrazistych hitów, nie ma też jakiegoś dużego pokładu mocy. Płyta dobra do posłuchania, ale nie wzbudza większych emocji. Nic, pozostaje wracać do debiutu Hittman.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz