piątek, 18 września 2020

NIVIANE - The Ruthless Divine (2020)


Czy ktoś wątpił, że nowy album amerykańskiej formacji Niviane może namieszać w tegorocznych zestawieniach? Jeśli tak, to ten pogląd na pewno zmieni co do "The Ruthless Divine". To wydawnictwo zaspokaja głód wszystkich tych którzy od dawna czekają na wysokiej klasy amerykański power metal. Na takie płyty nie raz trzeba czekać kilka miesięcy, a nie raz lat. Niviane wypełnia pustkę na amerykańskiej scenie metalowej i nawiązuje do najlepszych płyt Cage, Attacker, czy Omen. Band jednak nie kryje również swoich inspiracji europejskim power metalem i nie brakuje tutaj elementów Sinbreed, czy Seventh Avenue. Niviane rośnie na prawdziwą gwiazdę, a ich najnowsze dzieło to tylko potwierdza.

Każdy cząstka tego albumu robi wrażenie. Okładka utrzymuje rycerski klimat i potrafi oczarować swoim stylem i pomysłowością. Brzmienie to kwintesencja amerykańskiego power metalu i drapieżność jest godna podziwu. Tak właśnie powinien brzmieć album i każdy instrument brzmi tu obłędnie. Jest pazur i moc, a to czyni ten album prawdziwą gratkę dla maniaków takiego grania. Niviane to przede wszystkim Mark i Gary, którzy dwoją się i troją żeby album był atrakcyjny pod względem melodii. Każdy riff, każda zagrywka imponuje dynamiką, zadziornością i świeżością. Band idealnie miesza klasyczność i nowoczesność. Świetny duet gitarowy i słychać, ze się rozwinęli od czasów debiutu. Bez wątpienia ważną rolę odgrywa jedyny w swoim rodzaju wokalista Norman Skinner. Jego głos idealnie pasuje do takiego grania. Materiał jest bardzo dobrze wyważony i nie ma tutaj miejsca na monotonne granie. No to przyjrzyjmy się samej zawartości. 

"League of Shadows" - jest szybkość, jest agresywny riff i mocny power metal, w którym band nie boi się ocierać o thrash metal. Na taki amerykański power metal zawsze warto czekać! Idealny otwieracz. 

"Crown of thorns" - to utwór, który zachwyca ciekawą partią basu i finezyjnymi partiami gitarowymi. Band troszkę zwalnia, ale pokazuje że również w stonowanych klimatach radzą sobie bardzo dobrze.

"Dreams crash down" to jeden z moich ulubionych kawałków z tej płyty. Pomysłowy riff i marszowe tempo od razu do mnie przemówiły. Partie gitarowe zagrane również z polotem i ten fenomenalny wokal Normana. Jest coś z Cage czy Attacker.

"The ruthless Divine" - kolejny utwór z mrocznym feelingiem i stonowanym tempem. Imponuje talent muzyków i ich dbałość o detale. Nie ma się do czego przyczepić.

"Fires in the sky" - znakomity przykład, że band potrafi tworzyć rasowe hity, a to jeden z nich. Refren zostaje na długo w pamięci.

"Fallen from asyllium" - 6 minutowy kawałek o rozbudowanej formie i pierwszy utwór, w którym band pokazuje nieco progresywne oblicze i przede wszystkim epicki klimat.

"Forgotten centurios" - utwór z nieco hard rockowym feelingiem i znów band pokazuje zupełnie inne oblicze.

"Niviane" - lepiej band nie mógł określić swojego stylu niż za sprawą tego utworu. Mocny riff, dobrze rozegrane partie gitarowe i duża dawka melodyjności.

"Psychomanteum" - świetne wejście basu i znów band potrafi stworzyć pokręcony i mroczny klimat. Niby stonowany utwór, ale bije i tak z niego agresja.

"Sinking Ships" - najdłuższy utwór na płycie i tutaj czuć epickość i band też jakby daje upust swoim niesamowitym pomysłom. Kolejna perełka na płycie.

"like lions" - kolejny przejaw mocy i agresywności zespołu. Tak powinno się grać power metal! No brzmi to fenomenalnie.

Co raz mniej na rynku płyt z takim power metalem. Zwłaszcza ciężko o rasowy, amerykański power metal, a tutaj Niviane pokazuje że można wciąż tworzyć muzykę w takich klimatach. "The ruthless divine" to płyta klimatyczna i nagrana z pasją. To prawdziwa uczta dla fanów gatunku i jedna z najlepszych płyt roku 2020.

Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz