Kocham takie niespodzianki jak szwedzki Rifforia. Często sięgam po płyty o których nie wiele wiadomo, które nie mają odpowiedniej promocji i rozgłosu. Przypadkiem podczas poszukiwań w nowościach natrafiłem na band o nazwie Rifforia. Debiutancki "Axeorcism" to płyta, która miała zawierać heavy metal z domieszką thrash metalu. Stwierdziłem "Ok, nie mam nic do stracenia" i odpaliłem owe dzieło. Totalnie mnie zmiotło, a jeszcze kiedy usłyszałem znajomy głos Nilsa Patrika Johanssona, które siał zniszczenie w Lions Share, czy Civil War to już wiedziałem, że to będzie coś więcej niż tylko kolejny album w kategorii heavy/thrash metalu.
Okładka bardzo klimatyczna i trochę nawiązuje do kultowego horroru, jaki jest "Egzorcysta". Do tego zadbano o odpowiednie brzmienie do takiego grania. Jest ostro, drapieżnie i mrocznie. Band powstał na gruzach Tuck From Hell i perkusista Fredrik Johansson oraz gitarzysta Marcus Bengts postanowili dalej tworzyć muzykę. Powstał rifforia i szukano odpowiedniego wokalisty, który podało. w końcu Fredrik zatrudnił swojego własnego ojca, który mógł tchnąć w ową muzykę nowego życia i przyciągnąć odpowiednią rzeszę słuchaczy. Doszedł do składu również gitarzysta Petrus Grannara, którego dobrze znamy z Civil War. Ciekawy skład się zrobił. Marcus i Petrus dogadują się i to chemię słychać na każdym kroku. Nils śpiewał do Lions Share, gdzie był podobny ładunek emocjonalny i równie stawiano tam na zadziorne partie gitarowe. Tutaj jest wszystko więcej i bardziej drapieżnie. Słychać te elementy thrash metalowe i pewnie nie jeden będzie miał obawy czy Nils podoła. Od razu wam podpowiem, że wpasował sie jego głos idealny do całej stylistyki Rifforia.
Sama stylistyka to w głównej mierze mocne riffy, mroczny klimat, granie na stawione na szybkość, dynamikę i agresję. Jest też sporo melodyjności czy przebojowości, którą Nils zaszczepia w danych kawałkach. Jego głos to prawdziwa potęga i zawsze tam gdzie się pojawia to zamienia kompozycje w złoto. Same kompozycje są pełne agresji, dynamiki, drapieżności, ale i przebojowości. Znakomicie rifforia balansuje między takim heavy/power metalem a thrash metalem.
10 utworów i w zasadzie przez cały album jest jazda na najwyższych obrotach.Płytę otwiera stonowany i zarazem mroczny "A game That you dont Understand". Od razu przypominają się solowe dokonania Nilsa i Lions share. Czego można chcieć więcej? Czas pokazać pazur i drapieżność. To właśnie band robi w "Sea of Pain" i co za petarda. Sekcja rytmiczna pędzi, a gitary mocna tną i do tego niszczycielski wokal Nilsa. Echa Judas Priest czy Paragon można uświadczyć w stonowanym i takim nieco toporniejszym "Well of Life" . Jak słychać Rifforia odnajduje się na każdej płaszczyźnie. Co za mocny i energiczny riff dostajemy w "Built To destroy" i to kolejna dawka drapieżności, chwytliwych melodii i przemyślanych partii gitarowych, które rozkładają słuchacza na łopatki. Klasa! Klimatycznie wejście mamy w mrocznym "The Devils Sperm", gdzie wkracza w stonowane dźwięki. Jest marszowo, epicko i dostojnie. Słychać bardziej heavy/power metalową manierę. Z kolei "cc cowboys" to takie techniczne granie i również skierowane do fanów heavy metalowych dźwięków. Taki miks Lions Share i Civil War. Refren niesie, buja i sieje zniszczenie. Takie typowe granie dla Nilsa. Na pewno thrash metal pełną gębą słychać w zadziornym "Evilized" i do tego ten niesamowity głos Nilsa. Jak to ze sobą znakomicie współgra. Coś pięknego. Kolejny killer na płycie to "Rifforia" i to jest taki styl grupy w pigułce. Taki ich znak rozpoznawczy. Znakomite balansowanie między heavy/power metalem, a thrash metalem. Rifforia rzuca na kolana i takiej muzy nam trzeba. Stary dobry thrash metal lat 80/90 słychać w "Welcome to Hell" i tu można doszukać się wpływów Slayer, czy Destruction. Petarda z prawdziwego zdarzenia. Taki thrash metal to ja kocham i mogę słuchać na okrągło. Płytę zamyka "Death Row Child" i to znów thrash metalowa jazda bez trzymanki. Znakomite podsumowanie płyty.
Pewnie nie jeden słuchacz powie, że to było. Nie jeden powie, że Nils tu nie pasuje. Band ameryki nie odkrywa i nie tego od nich oczekuję. Jest agresja, pomysłowość, dbałość o detale i umiejętność tworzenia muzyki wysokiej jakości. Nils na pewno dodał całości przebojowości i melodyjnego charakteru. Za jego sprawą płyta na pewno przyciągnie wiele słuchaczy. Fani Lions Share, czy ostatnich płyt Nilsa na pewno będą zadowoleni, a i fani heavy metalu czy thrash metalu będą zachwyceni. Jestem w szoku, bo to kolejny znakomity strzał w 10. Płyta bez błędna i trafia w mój gust, w to co mi w duszy gra. Chwała Nils, Chwała Rifforia.
Ocena: 10/10
Dużo tych 10tek ostatnio.
OdpowiedzUsuńNiezły wysyp świetnych płyt teraz w lutym 😁 radzę posłuchac😊 rifforia, Anubis, on vain, iron curtain same petardy
UsuńJak co to nowy Traveler też jest niezły.
UsuńTak bardzo dobry ale w tym zestawieniu jak dla mnie słabszy. Świetny jest ten luty aż jestem w szoku😁 traveler trzyma poziom ale jakoś wcześniejsze lepsze wg mnie
UsuńCóż, uwielbiam Johanssona, choć zawsze ocierał się o kicz, ale teraz żałośnie przegiął. Gadka znajomych: Co to za kawałek? Sperma diabła. Kurtyna.
OdpowiedzUsuńGdyby wpływ na ten utwór miał np. ś.p. ( czy jakoś tak ) Roman Kostrzewski, to tytuł brzmiałby pewnie ,, Nasiona zła najlepiej kiełkują na płatkach róży,, ale że zrobił to Szwed, to i ten nieszczęsny tytuł jest subtelny niczym kolumbryna, a i rymy też pewnie... częstochowskie. Sam utwór muzycznie bardzo dobry, a płytka po jednym przesłuchaniu zaciekawia.
UsuńNo dla mnie niestety jeszcze nic nadzwyczajnego ale wiadomo jak power to słodki:). Dawno odpuściłem sobie zespół AMARANTHE , i nagle wpadł mi w ręce ich nowy album :) Hmm jestem zaskoczony (prawie jak Kamelotem z ub.r.) no no krążek ok 40 min i 10 mocnych kawałków. The Catalyst mnie zaciekawił. Posłucham z 5-6 razy bo może to tylko pierwsze wrażenie ale ...no no
OdpowiedzUsuń