czwartek, 4 kwietnia 2024

FATAL FIRE - Arson (2024)


"Arson" niemieckiej formacji Fatal Fire to jeden z tych albumów, które podzieli fanów heavy metalu, który będzie budził kontrowersje. W czym tkwi problem? Z pewnością nie każdemu przypadnie głos Svenji Rohmann. Typowy kobiecy wokal, który jest mało metalowy, mało zadziorny. Troszkę taki komercyjny i to może niektórych słuchaczy odrzucić. Muzycznie band gra mieszankę heavy metalu, speed metalu i power metalu. Grać potrafią i debiutancki album to solidne wydawnictwo. Niestety nic więcej.

Okładka klimatyczna i zapadające w pamięci. Brzmienie takie typowe dla tego typu wydawnictwo. Nie ma tutaj nic nadzwyczajnego. Duet gitarowy Valentyn/ Tim grają solidne riffy, partie gitarowe, ale brakuje im trochę okiełznania i pomysłowości na coś zaskakującego. To wszystko jest wtórne i niestety przewidywalne. Na pewno jest kilka ciekawych momentów. Kiedy wchodzi otwieracz, gitary, ta dawka melodyjności, to faktycznie robi się apetyt na całość. "Destruction" to jeden z ciekawszych utworów na płycie. Kiedy wchodzi wokal to trochę czar pryska i brakuje tu bardziej zadziornego głosu, który dodałby mocy. Pewne niedociągnięcia wybrzmiewają w trochę chaotycznym "Ashes Remain". Niby grają szybko, zadziornie, ale jakoś brakuje ogłady, techniki by to wszystko brzmiało tak jak powinno. Jest kilka melodii wart uwagi jak ta napędzająca "Dawn of Fate", gdzie nawet to trochę przypomina stare czasy Crystal Viper. Mocniejszy riff w "Sea of Damnation" to mocny, wyrazisty, ale to wszystko jest piękne na chwilę. Na dłuższą metę jakieś takie troszkę niedopracowane. Niby jest potencjał ale nie wykorzystany. Można też pochwalić za zadziorny "Kingslayer" i klimatyczny "Ardent wave".

Niby wszystko ok, niby jest heavy/power metal, niby jest melodyjnie, zadziornie, ale bije z tego niedopracowanie, brak świeżości i tego czegoś co by przebiło się ponadprzeciętność. Do tego wokal Svenji strasznie utrudnia odbiór i zmniejsza poziom jakości tej płyty. Szkoda, bo mogło być znacznie ciekawiej.

Ocena: 6/10

1 komentarz:

  1. Moim zdaniem ta muzyka się broni, i wokal się broni, pięknie ale i drapieżnie i z tą nostalgiczną nutą, ale na pewno nie komercyjnie ten śpiew Svenji Rohmann wybrzmiewa, a takie speed metalowe klimaty zaraz po epickich odlotach należą do moich ulubionych ( z niecierpliwością czekam na nowy RIOT CITY ), bo ze słodyczy power metalu, to nie ma tutaj na szczęście nic. Zresztą, z muzyki z damskim wokalem w tym roku, to obok JENNER, FATAL FIRE zdecydowanie wskakuje na moje indywidualne podium.
    ,,Destruction,, . Lubię takie brzmienie, taką jazdę na wysokich obrotach silnika, i z tak melodyjnym soundem i wokalem, który wie kiedy i jak wybrzmieć, a i taka pełna wigoru jest też gitarowa solówka, po prostu mistrzowski pokaz żywiołowej siły zespołu.
    ,,Ashes Remain,, niczym nie ustępuje openerowi i powiela ogniskowo- pierwotne i żywiołakowe patenty poprzednika, zespół młóci tutaj jak należy, a wokal w refrenie, ale nie tylko, zniewala, mnie bynajmniej zniewala, a jeszcze i ta gitarowa solóweczka podparta zespołowym unisono, jak to wszystko pieści zmysły, no i mamy kolejny majstersztyk !
    ,, Dawn of Fate,, z tym gitarowym wstępem i późniejszą jazdą na niebotycznych obrotach, może i nabiera pewnej wykonawczej - niekoniecznej zresztą tutaj - ogłady, ale i tak wciąż miażdży wokalno-riffowo- gitarową nawałnicą.
    ,, Crossroads,, akordowo i rytmicznie wbijany przez zespół niczym kilkucalowy i pełen dynamitu gwóźdź w skałę, wywołuje kamienną lawinę rezonujących i najpierwotniejszych dźwięków.
    ,,Sea of Damnation,, brzmieniowo jest jak morze co wyrzuca na brzeg to co je uwiera, a gitarowa solówka to już ta czysta krystalicznie woda, która spłukuje te wyrzucone na brzeg dźwięki niczym samorodki złota swoim wartkim, zimnym i czystym strumieniem.
    ,,Meteorites,, nie spadają, a płoną tuż nad powierzchnią ziemi, płoną nieustannym, nieprzemijającym ogniem nieujarzmionych i sypiących kaskady iskier gitar.
    ,, Kingslayer,, gitarowym wstępem, i późniejszą jazdą wioseł i całego zespołu, ciekawym wokalem i tym skandowanym refrenem unosi niebanalny ciężar gatunkowy tytułu tego kawałka.
    ,, Ardent Wave,, daje możliwość wokalnego popisu pani Rohmann w subtelniejszych klimatach, i ona to świetnie wykorzystuje, zespół też zagrał tu wspaniale, ale i zupełnie inaczej niż na siedmiu poprzednich kawałkach.
    FATAL FIRE tego pierwotnego ( a nie zaraz fatalnego ) ognia co prawda nie wynaleźli, ale rozpalić go na nowo to na pewno potrafią ( bas i perkusja vivat !) , surowa i pierwotna energia w całej swojej nieokiełznanej okazałości. 6 ? Tak, ale w skali szkolnej.

    OdpowiedzUsuń