poniedziałek, 8 kwietnia 2024

HARDRAW - Abyss of mankind (2024)


Mirror to prawdziwa potęga heavy metalu prosto z Cypru. Na pewno fanów tej kapeli przyciągnie informacja, że dwóch muzyków Mirror gra w innej cypryjskiej kapeli, a mianowicie Hardraw. Ta formacja jest na scenie dłużej niż Mirror, bo od 2005 r, ale ma na koncie w sumie debiut i nic więcej. Teraz w zmienionym składzie powracają z nowym albumem. "Abyss of Mankind" to drugi album Hardrwa i pierwszy z wokalistą Jimmym Mavrommatisem na pokładzie. Skład może i robi wrażenie, ale album jak dla mnie jest dobry, ale nic ponadto.

Od strony technicznej jest wszystko tak jak być powinno. Klimatyczna okładka, dopracowane i soczyste brzmienie, muzycy doświadczenie i w bardzo dobrej formie, jednak same kompozycje nie są już tak idealne i zdarzają się pewnie nie dociągnięcia. Odnoszę wrażenie, że za brakło pomysłów na cały materiał i troszkę bardziej skupiono się na epickim klimacie. Jest taki lekki przerost formy nad tręścią. Mimo owych wad, to wciąż pozycja godna uwagi, zwłaszcza jeśli gustuje się w muzyce gdzie nie brakuje wpływów Manilla road, czy mirror. Jimmy zalicza tutaj naprawdę udany występ. Gitarzyści Andreas i Nikolas też dają niezły popis umiejętności. Brakuje na pewno jakiejś świeżości, drapieżności i elementu zaskoczenia. Band gra swoje i robi to dobrze, ale przebłysku geniuszu to ja tutaj nie uświadczyłem.

Otwieracz "The Cry of Persaina" to taki prosty, epicki heavy metal, ale trochę to ospałe i nieco bez wyrazu.Pierwszy świetny kawałek na płycie to melodyjny i przebojowy "Hunter x Hunted". Marszowy, stonowany "Crime Reborn" to też tylko dobry utwór, który miał potencjał na coś lepszego. Band pokazuje pazur w zadziornym "The Path" i to również jeden z ciekawszych kawałków na płycie. W końcu jakiś taki mocny, wyrazisty riff. Echa greckiego, epickiego metalu można uświadczyć w "Second Comming", z kolei zamykający "The Riddle Disciples" to taki hołd dla twórczości Manilla Road.

Solidna porcja epickiego heavy metalu z przebłyskami na coś więcej. Hardraw w końcu po dłuższej przerwie powrócił i wydał swój drugi album. Dla fanów epickiego heavy metalu i manilla road pozycja obowiązkowa. Troszkę popracować nad kompozycjami i mogą za jakiś czas namieszać na scenie metalowej.

Ocena: 7/10
 

1 komentarz:

  1. Amerykański MANILLA ROAD, czy cypryjskie MIRROR i SALITARY SABRED to zawsze, przynajmniej u mnie szybsze bicie serca. Gdzieś tam nawet uznałem MIRROR za Greków, ale oni mają swój własny, oryginalny i niebanalny pomysł na metal.
    O HARDRAW nawet nie słyszałem, tym bardziej, i z większą ciekawością zapoznam się z ich ,, Abyss of Mankind,, , i ciekawe, co z tej nieokiełznanej surowości tych kapel ostało się w HARDRAW ?
    ,, The Cry of Persaina,, wchodzi wręcz bajkowo, krystalicznie czystymi gitarami, basem i dyskretną perkusją, a po przejściowym zespołowym unisono, dźwięki coraz zajadlej wgryzają się w przestrzeń, kryształowo czysty wokal tylko podkreśla nieoczywiste i niebanalne cechy tego oryginalnego utworu, na koniec znów bas, perkusja i solowe gitary wracają, ciekawa i totalnie niekomercyjna konstrukcja tego fragmentu całości, no jest ten cypryjski niepodrabialny nigdzie indziej rys, surowy jak podpis pierwotnego człowieka w jaskini Raj w Chęcinach.
    ,, Hunter x Hunted ,, już tych instrumentalnie pierwotnych zapętleń ma zdecydowanie mniej, i jest zagrany szybciej, a i sama konstrukcja utworu zdecydowanie bardziej przyswajalna, ale sound, i ten skandowany refren, a i sam genialny wokal wciąż rozszarpują na strzępy , i aż szkoda że ten utwór już się skończył, na szczęście można zapętlić od nowa.
    ,, Crime Reborn,, zaczyna się zespołową galopadą, fantastycznie uchwyconym gitarowym motywem i nieziemskim wokalem, a później napięcie już tylko stopniowo rośnie. Role wykonawców w tym kawałku rozpisane są niczym te aktorskie w Hamlecie Szekspira, a każda z nich genialna.
    ,, Abyss of Mankind,, dotyka muzycznego absolutu, brzmienie cypryjskie, niepodrabialne, ten utwór jest taki, jakbym kochał się z Afrodytą, albo w MANILLA ROAD, zwyczajna cypryjska codzienność, bo chociaż nigdy na tej wyspie nie byłem, to swoją Afrodytę jednak mam...
    ,, The Path,, ze zwyczajnie genialnym jak dla tego zespołu wstępem, i genialnie epickim rozwinięciem, i nieprzemijająco genialnym wokalem, wchodzą na jeszcze wyższy poziom muzycznej genialności. Że za dużo przymiotników ? I tak ich za mało...
    ,, Crimson Lake,, inaczej zagrany i inaczej zaśpiewany, ale do czasu, bo to niebanalna ballada jest. Skąd ten facet takie pomysły na te melodie bierze, a ta surowa solówka to tylko antrakt do dramatycznych, orkiestrowo - zespołowych i wokalnych popisów.
    ,, Second Coming,, uderza w nostalgiczne nuty, i coś z tytułowego ,, The Day Bastard Leaders Die,, MIRROR na początku tutaj jest, ale tylko na początku, bo później utwór ten kroczy już tylko swoją własną drogą, a kończy się gitarką taką jak ta, jakby z dwóch pierwszych płyt IRON MAIDEN. Kiedy to było ?
    ,, The Riddle Disciples,, gdzie gitary płaczą i trochę tego pięknego zgiełku na początek, ale wokal już przywraca porządek. Klasyczne odniesienia i wszechobecna ta cypryjska biegłość, jak muza wszechobecnej genialności, co nie przemija, bo i chociaż muzyka już umilkła, to i tak pozostanie na zawsze...


    OdpowiedzUsuń