poniedziałek, 1 kwietnia 2024

SCAVENGER - Beyond the bells (2024)


Mausoleum Records w latach 80 dostarczył nam sporo rarytasów i jednym z takich zespołów, które mogły zapaść w pamięci to bez wątpienia belgijski Scavenger. Zadziorny, prosty i niezwykle melodyjny i dynamiczny heavy metal z nutką hard rocka. "Battlefield" to był zacny debiut, który oddaje klimat tamtych lat i płyt w sumie nawet stała się kultowa dla takich starych maniaków heavy metalu lat 80. Na początku był Deep Throat, który powstał w 1980. Potem w 1984 r zmienili nazwę na Scavenger i tak działali przez dwa lata i z tamtego okresu jest tylko debiut. Scavenger powrócił w roku 2018. Dawny wokalista tj Jan Boeken zmarł w 2019r, a gitarzysta Marc Herremans też nie jest już częścią Scavenger. Tak o to mamy zespół, który powstał w 1984r i ze starego składu nie ma nikogo. Brzmi to trochę jak kiepski żart, że zupełnie nowy skład funkcjonuje pod nazwę dobrze znaną maniakom heavy metalu lat 80. Jaki jest tego sens? Gdzie tu jest kontynuacja tego co było? Teraz w roku 2024r mamy "Beyond the Bells", który próbuje iść w ślady debiutu i być taką mieszanką heavy metalu, hard rocka czy nawet speed metalu. To już nieco inne czasy, inny Scavenger, ale liczy się muzyka, to co mają do powiedzenia.

Warto dać im szansę, bo mają chęć grania i ta pozytywna energia jest tutaj na nowym krążku. Całkiem dobrze wypada duet gitarowy tworzony przez Kevina Demesmaekera i Tima Naessensa, którzy starają się zabrać nas w rejony heavy metalu lat 80. Riffy, partie gitarowe mocno zakorzenione są w tamtym okresie. Jest melodyjnie, klasycznie i bije z tego radość z grania. Liczy się muzyka, a ta jest tutaj naprawdę solidna i godna uwagi. Jasne nie powstał jakiś tam nowy klasyk, czy też wielkie arcydzieło które poruszy heavy metalowy świat. Wszystko jest jednak przemyślane i dobrze skonstruowane i band naprawdę nie ma się czego wstydzić. Okładka ma trochę inny klimat niż ta z debiutu. Samo brzmienie mocno nawiązuje do lat 80, ale ma też coś ze współczesnego brzmienia, dlatego jest mocno i z pazurem. Ciekawe jest posunięcie, że nie ma męskiego głosu, ale muszę przyznać, że Tine'a Callebaut ma intrygującą barwę, technikę śpiewania. Ten wyjątkowy charakter sprawia, że jej głos zapada w pamięci. Pasuje do tego grania i wnosi w to wszystko trochę świeżości.

Trudne zadanie stało przed muzykami z Scavenger, bowiem muszą się zmierzyć z klasyką i w sumie historią zespołu, w której nie mieli udziału. Dobrze, że zostali w podobnej stylistyce, dlatego jest nić powiązania między starym Scavenger, a nowym. Na płycie mamy 9 utworów, gdzie mamy zróżnicowanie granie. Hard rockowy "hellfire" jest trochę nijaki i wypada znacznie słabiej niż pozostała część kompozycji. "The warning bell" sprawdza się jako intro, które wprowadza w klimat płyty. Zadziorny riff, klasyczne patenty to atuty rozpędzonego "Black Witchery". Niby proste i oklepane granie, ale słucha się tego z ogromną przyjemnością. Mocne wejście perkusji i dostajemy kolejny szybszy kawałek w postaci "Watchout". Nic odkrywczego, a słucha się dobrze. Echa hard rocka można gdzieś tam wychwycić w "Streetfighter" i tutaj troszkę za bardzo kombinują. Najostrzejszy na płycie jest speed metalowy "Defiler" i właśnie w takiej stylistyce wypadają najlepiej. Solówki w końcu takie zagrane z polotem i drapieżnością. Dobra robota. Mieszankę hard rocka i heavy metalu mamy w "Slave to the masters" i znów solidna praca gitarzystów i całość dobra. Nie ma efektu wow, nie ma niczego nadzwyczajnego. Końcówka płyty w podobnym klimacie i na podobnym poziomie.


Muzycy z Scavenger odrobili zadanie domowe i przygotowali się do nagrania następcy "Battlefield". Jasne, klimatu lat 80 i tej specyficznej maniery nie da się ot tak przywrócić. Można poczuć nawiązania do tamtej ery, ale i tak wiadomo że nie to samo. Scavenger wybrnęli z tego trudnego zadania, zwłaszcza kiedy weźmiemy pod uwagę, że ten album nagrywał zupełnie inny skład niż "Battlefield". "Beyond the bells" to płyta heavy metalowa, solidna, dynamiczna i na swój przebojowa. Nie ma płyty roku, ale to płyta godna uwagi i fani belgijskiej formacji nie powinni kręcić nosem.

Ocena: 7.5/10

6 komentarzy:

  1. Witam.
    Zapraszam Was do udziału w rekolekcjach: oddanie33 i zawierzenia się oraz całej Rodziny Niepokalnemu Sercu Maryi.
    Z Panem Bogiem i Maryją.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bokotuję zarówno ten dziwny twór, jak i nadchodzący "Warlord" bez Tsamisa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam dam szansę. Accept to też tylko Wolf i też nie przeszła mi to żeby słuchać dalej ich twórczości. Posłucham i zobaczymy.

      Usuń
    2. Ale wytykasz dwie ostatnie płyty Accept, na innych grał od początku Baltes, a i Hermann Frank pojawiał się i znikał.
      Poza tym Wolf komponuje, a Zonder tylko wali w gary, a teraz rzuca się na kasę.
      Na koniec jeszcze wspomnę, że Udo żyje i nagrywa, a Tsamis zmarł i to jest cholera wielka różnica, nie mówiąc już o respekcie dla kogoś kto odszedł. Reklama nastawiona na to, że tam będą jakieś pośmiertne riffy Tsamisa grane na kolanie odbieram jak strzał w ryj w ciemnym zaułku i nokaut - dla Warlord.

      Usuń
    3. Ale się rzucasz Fryta jak wesz na ogonie :) Zonder nie tylko wali w gary( i to jak wali ) ale również komponuje, przykład świetnego projektu z Alderem, A-Z . Def Leppard i Savatage też się powinni rozwiązać po śmierci gitarzystów prowadzących, liderów i kompozytorów? Co do bohaterów recki to zgoda, brać nazwę i grać to chujnia i zero związku.

      Usuń