czwartek, 25 kwietnia 2024

PERSEUS - Into the Silence (2024)


 
Najpierw była Metalowa Opera Avantasia, potem  legend Valley doom Mariusa Danielsena, a teraz w podobnej konwencji jest włoski Perseus i ich najnowsze dzieło zatytułowane "Into the Silence". Dwie pierwsze płyty tej formacji przykuwały uwagę i dawały nadzieję na coś wspaniałego w przyszłości. Potem nastał okres milczenia, a teraz po 8 latach wydają nowy album, który znakomicie definiuje power metal. Tu znajdziemy wszystko co charakteryzuje ten styl muzyczny. Płyta, która sieje zniszczenie, która jest kopalnią hitów i niezwykle atrakcyjnych melodii. To coś więcej niż kolejny power metalowy album.

Goście tutaj są znakomici. Każdy z nich odbija swoje piętno i pozostawia swój ślad. Mamy prawdziwą śmietankę włoskiego power metalu i melodyjnego grania.  Francesco Cavalieri, Marco Pasterino czy wild steel to tylko pierwsze z brzegu nazwiska. Piękna tajemnicza okładka od razu daje sygnał, że czeka nas coś wyjątkowego. Samo brzmienie mocno nawiązuje do lat 90, co bardzo cieszy. Znajdziemy tutaj dużo klasycznych rozwiązań, dużo wpływów Helloween, ale nie tylko. Power metal jest tu wszechobecny i można poczuć się tak jakby Perseus próbował podać nam różne odmiany tego gatunku. Bywają progresywne zacięcia, jest też symfonicznie, jest też rycersko, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Antonio Abate to znakomity i utalentowany wokalista, a do tego te pojedynki na wokale z gośćmi są naprawdę urocze. Do tego płyta jest bardzo zróżnicowana pod względem partii gitarowych i tutaj chylę czoło przed popisami duetu Guzzo/Pinto. Jest szybko, majestatycznie, z rozmachem i z pomysłem. Nie ma miejsce na nudę i całość brzmi świeżo, pomimo że band nie kreuje niczego nowego w tym gatunku.

Dużo starego Helloween na pewno znajdziemy w klasycznie brzmiącym "Into the Silence". Jest szybkość, mocny i chwytliwy riff, do tego sam refren niezwykle podniosły i oddający hołd Helloween. To jest power metal w najlepszym wydaniu. Tiranti z Labyrinth zrobił tu fenomenalną robotę. Sporo klimatu fantasy mamy w melodyjnym "Strange House" i to kolejna piękna kompozycja. Francesco Cavalieri musiał się pojawić w power metalu z nutką folku i taki jest "The kingdom". To kompozycja, która z miejsca stała się moją ulubioną. Prawdziwy hicior, który na długa zapada w pamięci. Sam podniosły refren rozkłada na łopatki. Taki ma być power metal! Kto gustuje w nastrojowym, progresywnym power metalu, ten doceni zróżnicowany "The Picture of my time". Uwielbiam głos Pasterino i to co się dzieje w "Defenders of the light" przyprawia o ciarki. Rozpędzony, power metalowy killer w rycerskim klimacie. Mocna rzecz! Pomysłowy "Twilight" pokazuje, że można grać uroczy epic heavy metal w stonowanym tempie, gdzie liczy się pomysłowa melodia i mocny riff. Kawałek wyróżnia się, dlatego od razu zapada w pamięci. Band znakomicie się bawi konwencją, nie ma silenia się na coś konkretnie, nie ma kopiowania, a jest próba stworzenia coś wyjątkowego, świeżego. Ten epicki heavy metal daje o sobie znać jeszcze w zadziornym "Warrior", który sprawdza się jako heavy metalowy hymn. Te bojowe okrzyki, ten rycerski klimat jest tutaj naprawdę uroczy. Na sam finisz znów melodyjny, nieco taki słodszy power metal, ale "Cruel Game" to nie jakaś parodia, czy kicz. Tutaj gra się na poważnie i dawka melodii i energii jest piorunująca. Świetne zwieńczenie płyty.

Perseus zebrał znakomitych wokalistów, którzy gloryfikują tutaj power metal. Każdy z nich zostawia po sobie ślad i odbija swoje piętno. Pojedynki na głosy są imponujące, a cała oprawa przyprawia o dreszcze. Tutaj jest hołd dla power metal, jest definiowanie tego gatunku i pokazanie, że wciąż można tworzyć prawdziwe perełki. Rok 2024 dalej nas rozpieszcza i dostarcza nam kolejną perełkę. Najlepszy album perseus.

Ocena: 9.5/10

5 komentarzy:

  1. Power metal w odwrocie ? Na pewno obecny rok nie rozpieszczał fanów tej muzy, ale po przesłuchaniu PERSEUS, zdaje się, że jednak w końcu dopieścił, a ja ciekawy jestem jeszcze zdania pozytywnego ortodoksy takiej muzyki, PANA STEFANA, na temat tej płyty, bo mnie, który preferuje zupełnie inne dźwięki, ,, Into the Silence ,, jednak dopieściła, dopieściła niczym najlepsza kochanka...

    OdpowiedzUsuń
  2. No i p. Stefan posłuchał. Na razie 1 przesłuchanie i w zasadzie nigdy po jednym zaliczeniu nie powinno się wypowiadać, ale jak mnie przywołano :). na pierwszy rzut ucha to jakbym się wrócił do starych płyt Stratovarius z Timmo Tolki, Sonaty Arctici czy Insanii (stockholm). Jeszcze mam je na półce ale praktycznie już nie słucham. Wrażenia nie zrobiło , więc posłucham ze 3-4 razy i obaczę. TYR którego nie znałem słucham obecnie na okrągło i tu mnie zaskoczono. Raczej jednak nie ,,moje dźwięki'' chyba wyrosłem z tego :). Czekam na nowy Freedom Call i Rhapsody of Fire. Co do TYR niestety tylko ta nowa ma coś w sobie, poprzednie mi nie leżą i może dlatego omijałem tę kapelę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dziwnego bo to jeden z ich najlepszych albumów a może i najlepszy 😁 Tyr to świetna kapela 😁 nowy freedom call daje rade ale szału nie ma

      Usuń
    2. Tyr to od lat fajna kapela. Wikingowie 😉

      Usuń