wtorek, 25 listopada 2025

SCEPTOR - wrath of the Gods (2025)


 

Niemiecki Sceptor przerywa milczenie i po czterech latach powraca z nowym materiałem. „Wrath of the Gods” ukazał się 3 października nakładem Metalizer Records i jest już trzecim albumem studyjnym w dorobku grupy. Zespół od lat reprezentuje solidną metalową „klasę średnią” — pytanie tylko, czy nowy krążek coś w tej kwestii zmienia.


W gruncie rzeczy to wciąż porcja porządnego, przemyślanego heavy metalu z domieszką power metalu i epickich akcentów. Ani mniej, ani więcej. Zespół podąża utartymi szlakami i nie oferuje słuchaczowi niczego szczególnie zaskakującego. Można było przypuszczać, że roszady personalne przyniosą pewne zmiany stylistyczne lub jakościowe, ale rewolucji brak. Sceptor nadal robi swoje — robi to dobrze, lecz pozostawia odczuwalny niedosyt.


Nową sekcję rytmiczną tworzą perkusista Florian Attila oraz basista Ingmar Holzhauer. Za mikrofonem stoi debiutujący w zespole Florian Reimann, znany m.in. z formacji Destillery. Jego głos jest specyficzny i z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Brakuje mu momentami drapieżności, jednak potrafi zbudować odpowiedni klimat. To także pierwszy album z udziałem gitarzysty Thomasa Lieblanga, który wspiera Torstena Langa — jedynego muzyka z oryginalnego składu. Duet gitarowy prezentuje się solidnie, lecz również nie wnosi powiewu świeżości, którego można było oczekiwać. Całość sprowadza się więc do przyjemnego, klasycznego heavy metalu, który dobrze się słucha, ale niewiele zostaje w pamięci i rzadko zaskakuje. Szkoda, bo zmiany kadrowe mogły stać się pretekstem do odświeżenia nieco skostniałej formuły.


Album zawiera dziewięć utworów i łącznie 39 minut muzyki. Otwiera go klimatyczne intro „From the Abyss”, skutecznie budujące napięcie. Następnie wchodzi rycerski, bardziej zadziorny „Legion” — z udanym riffem, chwytliwym refrenem i dobrze spisującym się wokalistą. W podobnym duchu utrzymany jest energiczny „Hades & Zeus”, choć i tutaj czegoś brakuje do pełni satysfakcji — przede wszystkim mocniejszych riffów i wyraźniejszej przebojowości. W „Slave of Power” łatwo wychwycić hołd dla Iron Maiden z okresu „Powerslave”, natomiast „Slow Ride Into the Sun” oferuje solidny heavy metal, lecz ponownie słychać pewne niedopracowanie. Wyróżnia się za to prosty, lecz melodyjny „Poseidon”. Całość zamyka rzemieślniczy „Throne of the Damned”, w którym również da się dostrzec potencjał niewykorzystany do końca.


Cieszy, że niemiecki Sceptor nie składa broni i wciąż walczy o swoje miejsce na scenie heavy metalowej. Jednak zmiany w składzie i próba ożywienia stylistyki nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Zespół gra poprawnie, ale zbyt zachowawczo — brakuje świeżych pomysłów, wyrazistych melodii i większego zróżnicowania. Szkoda, bo możliwości ku temu były.


Ocena: 5.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz