„Włoski DEEP PURPLE” to określenie które często było przypisywane włoskiej kapeli VANADIUM. Owy zwrot nie mijał się wiele z prawdą, bo muzyka tego zespołu opierała się heavy metalu wymieszanym z hard rockiem lat 70, a także z pewnymi elementami charakterystycznymi dla NWOBHM. Kapela została założona w 1980 r i po dwóch latach zadebiutował za sprawą „Metal Rock” i to przysporzyło zespołowi rozgłos. Jednak to co najlepsze było jeszcze przed nimi. Rok 1983 światło dzienne ujrzał album numer dwa czyli „A Race With The Devil”. Tutaj mamy ukształtowany styl zespołu, który obejmuje wcześniej opisane cechy, a do tego wykazuje się większym wyrafinowaniem, większym zaangażowaniem i większym doświadczeniem muzyków w stosunku do pierwszego krążka. To co przesądza o tym, że wiadomo że słuchamy VANADIUM, a nie jakiegoś innego zespołu, to przede wszystkim wokal Pino Scotto który odnajduje w każdej formie, a to w stonowanych, zadziornych kompozycjach, w bardziej hard rockowych, czy też w nastrojowych utworach. Jego znakiem rozpoznawczym jest wysoka skala głosu, a także szeroki wachlarz tonacji. Stefano Tessarin to kolejny powód który przeciąga szalę entuzjazmu słuchacza na stronę VANADIUM .O tym jakie ma możliwości ów wokalista można przekonać się słuchając pięknej , nastrojowej ballady „Don't Be Looking Back” zakorzenionej w scenie brytyjskiej. Jest to gitarzysta wszechstronny i utalentowany pod względem technicznym, jak i rytmicznym. Nie brakuje mu też pomysłów co do chwytliwych, ambitnych, pełnych polotu riffów jak choćby te w rozpędzonym „Outside of Society” który ma sporo wspólnego z IRON MAIDEN z albumu „Killers”. Również jeśli chodzi o szybsze tempo i bardziej szalone zagrywki gitarowe to na wyróżnienie zasługuje „ A race With The devil”. Czasami po prostu słychać zakorzenieniu w hard rocku spod znaku AC/DC, czy KROKUS tak jak choćby w „Get Up Shake Up”. Rugerro Zanolinni to również ciekawa postać VANADIUM. Klawiszowiec który potrafi nadać utworom niezwykłej przestrzeni, klimatu i melodyjności. To właśnie jego partie uatrakcyjniły urozmaicony „Running Wild”, czy też epicki „Russian Roulette” będący instrumentalny wulkanem. Tutaj mamy do czynienia z konfrontacją gniewu, miłości, czy też pasji. Ileż emocji dostarcza ten krótki materiał zamknięty w ośmiu kompozycjach dających łącznie nie całe 40 minut muzyki. Standard utrzymany został nie tylko w kwestii trwania albumu, ale także w nieco mało perfekcyjne brzmienie, które uwypukla najważniejsze składniki muzyki VANADIUM i podkreśla ich naturalność. Ciężko znaleźć jakieś minusy na tym albumie, tak samo ciężko wybrać najjaśniejsze momenty na albumie, bo cała płyta świeci niczym diament. Kapela jak i krążek, nie należą do tych bardzo znanych, ale to jest jeden z ich najlepszych albumów jeśli nie najlepszy. Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz