poniedziałek, 23 stycznia 2012

ANTHRAX - State Of Euphoria (1988)

Po wydaniu takiego albumu jak „Among The living” żaden fan ANTHRAX nie wierzył, że zespół jest w stanie wydać drugi taki album. Cóż poniekąd to jest prawda, ale z drugiej strony czy jego następca „State of Euphoria” jest gorszy? Opinie słuchaczy co do tego są już podzielone aniżeli jedno głośne jak w przypadku „Among the Living”.  A to ktoś smęci że zespół wyczerpał swoje pomysły, a to że nie ma na tym albumie takiej mocy, ani przebojowości co na „Among The Living”, hmm i się zastanawiam czy słyszałem ten sam album. Zanim skupię się na krążku, warto przytoczyć kilka istotnych kwestii. Jedną z nich było problemy Joe'a Belladony z alkoholem, ale udało mu się przezwyciężyć owe picie i imprezowanie. Innym problemem były spięcia między muzykami. „State of Euphoria” jest wg mnie jakby lżejsza i wg mnie jakby bardziej nastawiona na melodie. Fakt uleciał gdzieś może ten poziom co był na poprzedniczce, uleciał gdzieś ten klimat, ale to wciąż wielki ANTHRAX w klasycznym składzie, pełen siły, werwy i pomysłowości. Nie podlega tutaj dyskusji dopieszczona, nieco brudna produkcja czy też forma muzyków, która jest szczytowa. Kwestia zatem leży tylko po stronie materiału i jak to odbiera słuchacz. Dla jednego będzie to kiepska kontynuacja stylu poprzednika, a dla drugiego zaprezentowanie bardziej melodyjnej wersji „Among the Living” . Tak melodie odgrywają na tym albumie znaczącą rolę. Już otwierający „Be All, End All” jest tego najlepszym dowodem. Piękna, ponura melodia wygrywana przez wiolonczele  wpada bardzo szybko w ucho. Motyw ten idealnie się sprawdza na koncertach, kiedy można pobudzić publikę, tradycyjnym 'ohh”. Ten mroczny klimat szybko przeradza się w typową szarżę znaną z poprzednich dwóch albumów. Dalej mamy połamane, wyszukane melodie. Choć trzeba przyznać, że tym razem wszystko jakby bardziej przystępniejsze, melodie nie są już tak skomplikowane. Riff, może i spełniający wymogi speed/heavy metalu, ale odnajduje się on w formule ANTHRAX. Duet Dan Spitz/ Scott Ian nie poluzował, dalej potrafią pędzić do przodu. Jeden z najlepszych motywów gitarowych ANTXRAX i jedna z najlepszych solówek tej kapeli. Klasyk to mało powiedziane w przypadku tego utworu. Mówisz przebojowość i chwytliwość na myśl od razu przychodzi drugi kawałek „Out of Sight, Out of Mind”. Typowy dla tego zespołu riff, taki nieco połamany, nieco przesiąknięty punkiem i zadziornością. Album promowały dwa single. Pierwszym był „Antisocial” będący coverem zespołu TRUST. To kolejny klasyk i przykład, że zespół postanowić wyeksponować melodie na tym albumie. Zdaje to swój egzamin ponieważ, utwory bardzo szybko wpadają w ucho, a taka forma może przyciągnąć tych co mieli zawsze nie pod drodze z tym zespołem. Drugi singiel mniej komercyjny, mniej jakby rockowy, ale trzeba przyznać że nawet rozpędzony, szalony „Make Me Laugh” jest strasznie melodyjny. Sekcja rytmiczna i linia melodyjna momentami przypomina mi dokonania METALIKI. Zespół również pozwolił sobie na odrobinę bardziej złożonego grania, które słychać w 7 minutowym „Who Cares Wins”.  Typowy styl dla ANTHRAX usłyszymy również w dwóch kolejnych rasowych kawałkach. To jest w monotonnym „Now its Dark” i dynamicznym „Schism” w którym można wyczuć nutkę rockowego feellingu. Tak jak na poprzedniku były ciekawe teksty tak i tutaj mamy choćby „Misery Loves Company” związany z nowelą „Misery” Stephena Kinga. Całość zamyka dynamiczny i urozmaicony „Finale” z bardzo energicznie rozegraną solówką. Mniej klasyków zawiera ten album to na pewno, poziom muzyczny też  jest jakby o oczko niżej, ale to wciąż thrash metal w stylu ANTRAX, to wciąż muzyka na wysokim poziomie i bezapelacyjnie jest to ich jeden z najlepszych albumów. Może nie jest to drugi „Among The Living „ czy też „Persistence Of Time”, ale album można brać w ciemno, bo jest to klasyka nie tylko zespołu,ale i gatunku. Ocena: 9.5/10

2 komentarze:

  1. Anthrax jakoś nigdy nie lubiłem i jedynie dwa kawałki - "Deathrider" i "Got The Time" (który jest coverem) mi wchodzą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mi trochę zajęło przekonanie się do tego zespołu, ale warto było:D Zaowocowało to tym, że jest to mój ulubiony obok Kreatora zespół thrash metalowy:D

      Usuń