poniedziałek, 5 sierpnia 2013

ANGER - Reach For The Sky (1987)

Rok 1987 to bardzo udany rocznik dla heavy metalu i był to rok w którym wyszło sporo ciekawych płyt. Mowa tutaj nie tylko o tych znanych wydanych przez zasłużone kapele, ale też o tych wydawnictwach mało znanych i często pomijanych w ostatecznym rozrachunku. Takim krążkiem o którym nie było zbyt głośno, a zasługuje na przedstawienie szerszej publiczności jest „Reach for The Sky” duńskiego zespołu o nazwie Anger. Nie zasypię was tu dużą ilością informacji, bo zespół jakby nie co był owiany tajemnicą. Zespół powstał w 1983, a swój jedyny album wydał w 1987 roku i potem zapadli się pod ziemię. Zostawmy tak więc historię zespołu na boku i przyjrzyjmy się temu albumowi bliżej.

Na pierwszy rzut oka nie ma tutaj niczego wyróżniającego i rzucającego się w oczy. Skromna okładka na pewno nie zwraca szczególnej uwagi. Jednak im bardziej zagłębimy się w sam album tym więcej zalet odkryjemy. Ciepłe, klimatyczne o zabarwieniu hard rockowym brzmienie nie jest tutaj przypadkowe. Kapela bowiem w swojej muzyce którą można określić mianem melodyjnego metalu przemyca sporo elementów hard rocka. Lekkość, rytmiczność i duża dawka melodyjności, która zbliża nas do twórczości Crystal Knight, Europe czy Warriors sprawia, że płyta jest miła w odsłuchu. Oryginalności w tym graniu się doszukamy podobnie jak i w umiejętnościach muzyków. Wokalnie Esben przypomina Ronnie Atkinsa z Pretty Maids. Od strony instrumentalnej płyta prezentuje się jeszcze lepiej. Przede wszystkim uwagę przykuwają dobre, solidne i melodyjne partie gitarowe wygrywane przez Rona Ashleya. Można mu zarzucić brak jakiejś oryginalności czy techniki przyprawiająca o dreszcze. Wszystko jest zagrane na dobrym poziomie i klimatycznie klawisze znakomicie podkreślają melodyjny charakter kompozycji. Wystarczy się w słuchać w „Feel The Fire Burning” czy „Leave It All Behind”, żeby się przekonać o tym fakcie. Najwięcej na płycie jest hard rockowych dźwięków czego dowodem jest lekki Inconsistent” czy przebojowy „How To Rock”. Utrzymany w stylistyce Accept „Fatal Company” dowodzi, że heavy metal jest też tutaj obecny. Materiał może nieco taki monotonny, może taki bez zaskoczenia, ale nie można wszystkiego dostać.

Historia tej kapeli skończyła się wraz z wydaniem tego jedynego albumu. Solidny album nie wyróżniający się z tłumu nie mógł zdziałać cudów. Muzyka zawarta na krążku, nie odstaje od tego co można było usłyszeć w owym czasie. Problem tkwił w braku dużej porcji przebojów, które zapadłyby bardziej w pamięci. Dla fanów hard rocka i muzyki lat 80 jest to pozycja warta do obczajenia.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz