niedziela, 25 sierpnia 2013

AVALANCHE - Here Comes The King (1994)

Zwracam się do fanów niemieckiej sceny heavy metalowej, do rzeszy tych którzy są wyznawcami metalu spod znaku Accept, Warlock, Scanner, Helloween Running Wild. Zwracam się do was drodzy słuchacze którzy nie liczy się dla was forma, tylko jakość, nie liczy się coś nowego, a pomysłowe melodie zagrane z miłością do metalu. Mam dla was prawdziwą perełkę, a mianowicie nie jaki Avalanche, który powstał w 1991 roku i dorobił się dwóch albumów. Ich debiutancki album „Here Come the King” to prawdziwa uczta dla maniaków takich dźwięków. Był to rok 1994, okres który dla metalu był ciężkim okresem, a jednak można było nagrać materiał, który rzucał na kolana melodyjnymi i zgrabnymi solówkami, pomysłowymi riffami, chwytliwymi refrenami, oraz szczerością. Avalanche nie zdobył szerszej popularności, jednak w dzisiejszym metalowym świecie Guido Brieke który zdobył popularność w zespole Custard. Co takiego jest wyjątkowego w tej płycie?

Lekkość, umiejętność tworzenia hitów, ciekawe pomysły na główne motywy gitarowe, dynamiczna sekcja rytmiczna, zgrany duet gitarzystów i charyzmatyczny wokalista. Niby standard jeśli chodzi o płyty z gatunku heavy/speed/power metal lecz tutaj jest magia, jest ta odpowiednia aurora. Okładka i nieco tajemnicze, surowe brzmienie nadają całości wyjątkowego uroku. Wokalista Guido Brieke to rasowy wokalista o doniosłym głosie, który sprawia że kompozycja staje się jeszcze bardziej melodyjna i chwytliwa. By płyta zasługiwała na szczególną uwagę musi być zagrana przez gitarzystów, którzy cenią są dobry riff, energię, chwytliwość i dobrą zabawę. Tutaj Chilla i Ludwig robią prawdziwe metalowe przedstawienie. Dzieje się sporo i każdy kto gustuje w popisach gitarowych rodem z Iron Maiden, Judas Priest, Accept czy Helloween ten będzie czuł się jak w raju. Co sprawia że ta płyta zasługuje na rozgłos? Mamy do czynienia z płyta na której jest pełno przebojów, dużo znakomitych melodii i refrenów, które czynią ten album znakomitym w swojej kategorii. Już od pierwszych minut słychać, że nie jest to muzyka niskich lotów. „Flames Of Life” zachwyca lekkością, dynamiką i świetnymi solówkami, a przecież to dopiero początek. Rytmiczny i nieco hard rockowy „A romantic lovesong” pokazuje że zespół czuje się dobrze nie tylko w speed/power metalu. „The King” zachwyca klimatem i chwytliwą formą, zaś „B.W.G” to instrumentalny kawałek przesiąknięty Iron Maiden. Do grona tych najlepszych utworów należy zaliczyć szybki „In this World”, energiczny „Neverending Flight” czy dynamiczny „Private Guardians”. Każdy utwór właściwie zasługuje na uwagę i wysłuchanie.

Jeden z ciekawszych albumów i zespołów jakie zrodziły się na ziemi niemieckiej. Spec od zapadających melodii i przebojów, które zapadają w pamięci. Debiutancki album Avalanche to pozycja obowiązkowa dla fanów Accept, Helloween czy Scanner, a także wszystkich maniaków heavy/speed/power metalu lat 80. Perełka która trzeba znać, jeśli jest się fanem metalu.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz