Zwracam się do fanów
niemieckiej sceny heavy metalowej, do rzeszy tych którzy są
wyznawcami metalu spod znaku Accept, Warlock, Scanner, Helloween
Running Wild. Zwracam się do was drodzy słuchacze którzy nie
liczy się dla was forma, tylko jakość, nie liczy się coś nowego,
a pomysłowe melodie zagrane z miłością do metalu. Mam dla was
prawdziwą perełkę, a mianowicie nie jaki Avalanche, który
powstał w 1991 roku i dorobił się dwóch albumów. Ich
debiutancki album „Here Come the King” to prawdziwa uczta dla
maniaków takich dźwięków. Był to rok 1994, okres
który dla metalu był ciężkim okresem, a jednak można było
nagrać materiał, który rzucał na kolana melodyjnymi i
zgrabnymi solówkami, pomysłowymi riffami, chwytliwymi
refrenami, oraz szczerością. Avalanche nie zdobył szerszej
popularności, jednak w dzisiejszym metalowym świecie Guido Brieke
który zdobył popularność w zespole Custard. Co takiego jest
wyjątkowego w tej płycie?
Lekkość, umiejętność
tworzenia hitów, ciekawe pomysły na główne motywy
gitarowe, dynamiczna sekcja rytmiczna, zgrany duet gitarzystów
i charyzmatyczny wokalista. Niby standard jeśli chodzi o płyty z
gatunku heavy/speed/power metal lecz tutaj jest magia, jest ta
odpowiednia aurora. Okładka i nieco tajemnicze, surowe brzmienie
nadają całości wyjątkowego uroku. Wokalista Guido Brieke to
rasowy wokalista o doniosłym głosie, który sprawia że
kompozycja staje się jeszcze bardziej melodyjna i chwytliwa. By
płyta zasługiwała na szczególną uwagę musi być zagrana
przez gitarzystów, którzy cenią są dobry riff,
energię, chwytliwość i dobrą zabawę. Tutaj Chilla i Ludwig robią
prawdziwe metalowe przedstawienie. Dzieje się sporo i każdy kto
gustuje w popisach gitarowych rodem z Iron Maiden, Judas Priest,
Accept czy Helloween ten będzie czuł się jak w raju. Co sprawia że
ta płyta zasługuje na rozgłos? Mamy do czynienia z płyta na
której jest pełno przebojów, dużo znakomitych melodii
i refrenów, które czynią ten album znakomitym w swojej
kategorii. Już od pierwszych minut słychać, że nie jest to muzyka
niskich lotów. „Flames Of Life” zachwyca
lekkością, dynamiką i świetnymi solówkami, a przecież to
dopiero początek. Rytmiczny i nieco hard rockowy „A romantic
lovesong” pokazuje że zespół czuje się dobrze nie
tylko w speed/power metalu. „The King” zachwyca
klimatem i chwytliwą formą, zaś „B.W.G” to
instrumentalny kawałek przesiąknięty Iron Maiden. Do grona tych
najlepszych utworów należy zaliczyć szybki „In this
World”, energiczny „Neverending Flight” czy
dynamiczny „Private Guardians”. Każdy
utwór właściwie zasługuje na uwagę i wysłuchanie.
Jeden
z ciekawszych albumów i zespołów jakie zrodziły się
na ziemi niemieckiej. Spec od zapadających melodii i przebojów,
które zapadają w pamięci. Debiutancki album Avalanche to
pozycja obowiązkowa dla fanów Accept, Helloween czy Scanner,
a także wszystkich maniaków heavy/speed/power metalu lat 80.
Perełka która trzeba znać, jeśli jest się fanem metalu.
Ocena:
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz