środa, 25 grudnia 2013

HITTMAN - Hittman (1988)

Często wśród najciekawszych płyt amerykańskiego power metalu lat 80 wymienia się „Hittmann” zespołu Hittman, który ukazał się w 1988 roku. Jest to uzasadnione jak najbardziej bowiem sam album jest dopracowany i tak skonstruowany, że mimo wtórnego charakteru zapada w pamięci.

Wtórność przejawia się w tym, że zespół nie tworzy bowiem niczego nowego. W muzyce Hittman można doszukać się inspiracji takimi zespołami jak Crimson Glory, Queensryche, Judas Priest czy Dokken. Nie jest to żaden wstyd, bowiem formacja też daje od siebie. Stara się nie poprzestawać na jednej stylizacji, jednym motywie, dzięki czemu płyta jest urozmaicona i bardziej atrakcyjna. Przebojowy otwieracz w postaci „Metal Sports” nakreśla pewien styl i to czego można się spodziewać po debiutanckim krążku amerykanów. Proste, energiczne i pełne szczerości granie, w którym dochodzi do skrzyżowania heavy metalu, hard rocka a także progresywnego metalu. To jest styl zespołu, a ich głównym celem jest dostarczanie słuchaczowi dobrych melodii i chwytliwych refrenów. „Dead Or Alive” już bardziej hard rockowy, ale dalej utrzymany w melodyjnej tonacji. Balladowy „Will You Be There” też prezentuje się okazale, ale duża zasługa w tym wokalisty Dirka Kennediego, który śpiewa czysto, przestrzegając wytycznych jeśli chodzi o techniczne śpiewanie. Rasowy heavy metal dostajemy w „Breakout” czy „Backstreet Rebels” , ale temperatura zaczyna się podnosić przy takiej petardzie jak „Secret Agent Man” czy „The Test Of Time”. Jeśli miałbym wskazać najlepsze utwory obok otwieracz to były to właśnie te petardy.

Bardzo udany debiut Hittman, choć nie obyło się bez wpadek. Te w dużej mierze dotyczą samych kompozycji. Pomysłów na ich strukturę czy aranżację. Wszystko jednak utrzymane na dobrym, nawet bardzo dobrym poziomie, a to się ceni, podobnie jak soczyste i dopracowane brzmienie. Warto ten album znać.


Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz