wtorek, 17 grudnia 2013

SILENT FORCE - Rising From The Ashes (2013)

Cisza jest czymś pożądanym w naszym zabieganym codziennym życiu, ale nie w metalowym świecie. Kiedy to zjawisko dotyka jakiś zespół to rodzi się w nas niecierpliwość, zakłopotanie i niepewność odnośnie przyszłości danej formacji. To zjawisko nie ominęło niemiecki Silent Force. Po wydaniu bardzo dobrych płytach w postaci „Worlds Apart” i Walk The Earth” kariera nie nabrała rozpędu ani też nie doszło do prac nad nowym albumem. Brak aktywności ze strony zespoły oraz zmiany personalne tylko przyczyniły się do pogorszenia statusu zespołu. To wszystko już jest przeszłością. Najważniejsze, że cisza została przerwana i zespół wraca z nowym składem i nowym albumem zatytułowanym „Rising From The Ashes”.


Płyta od samego początku wzbudziła zainteresowanie i głównym powodem był oczywiście skład zespołu. Mamy Alexa Beyrodta znanego z wcześniejszych płyt Silent Force, a także Primal Fear czy Voodoo Circle. Jest też kolega Alexa czyli Mat Sinner z którym gra choćby w Primal Fear, a sam skład przypomina ten z zespołu The Sygnet. Taka wcześniejsza forma Silent Force, przed zmianą nazwy. W tamtym składzie był tez wokalista Micheal Bormann i tutaj też udało się go zwerbować. Wybór właściwy bo jest to wokalista bardzo charyzmatyczny i co ważniejsze elastyczny, który potrafi się dopasować do kompozycji. Nowym nabytkiem jest też klawiszowiec Alessandro Del Vecchio. „Rising From The Ashes” jest utrzymany w stylistyce melodyjnego heavy metalu, czy też power metalu. Choć nie brakuje akcentów nawiązujących do hard rocka, tym samym muzykę Voodoo Circle. Spokojniejszy „Anytime, Anywhere” czy przesiąknięty Rainbow, Deep Purple „Turn me Loose” znakomicie to zjawisko potwierdzają. Płyta jednak jest urozmaicona i nie brakuje też szybszych utworów utrzymanych w power metalowej konwencji. Tutaj na wyróżnienie zasługuje znakomity otwieracz w postaci „Caught in their Wicked Game”. Alex jest znakomitym gitarzystą i nic nie musi udowadniać, ale jego popisy w tym kawałku ocierają się o neoklasyczne grania spod znaku Yngwie Malmsteena, a to może się podobać. Szkoda tylko że na albumie nie ma więcej takich petard. Melodyjny heavy metal w średnim tempie to jest co należy spodziewać się po tym albumie. Już „There ain't no Justice” i „Circle Of Trust” znakomicie oddają ten charakter. Micheal odnajduje się w spokojniejszych rockowych kawałkach po kroju „Living To die”, tylko brakuje nieco ognia w tym wszystkim oraz dynamiki. Obok otwieracza moim ulubionym kawałkiem jest też melodyjny i bardzo energiczny „Before You Run”, który znakomicie definiuje muzykę Silent Force. Warto też wspomnieć rytmiczny „Born To Be Fighter” , który również śmiało mógłby znaleźć się na albumie Voodoo Circle.

Choć całość jest zdominowana przez patenty hard rockowe i momentami przez klimat Voodoo Circle to jednak Silent Force powraca i to w dobrej formie. Może nie udało się nagrać jakiegoś wielkiego dzieła, które namiesza w tegorocznych rankingach płyt, ale płyta zasługuje na uwagę. Każdy kto lubi finezyjne popisy gitarowe, mieszankę hard rocka, heavy metalu oraz power metalu powinien zapoznać się z tym albumem. Silent Force wraca i to po 6 latach i oby zostali na nieco dłużej, bo takiej muzyki nigdy za wiele. „Rising From The Ashes” wypada znacznie ciekawej niż ostatni album Voodoo Circle. Polecam.


Ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Przyzwoity melodic metal a biorąc pod uwagę odejście D.C. Coopera (dla mnie teoretycznie osłabienie grupy) to jeszcze większy plusik za ten album.

    OdpowiedzUsuń