czwartek, 31 marca 2016

LOST SOCIETY - Braindead (2016)

Pierwszy album fińskiej formacji Lost Society był bardziej speed metalowy niż thrash metalowy i pokazał, że zespół jest zgrany i drzemie w nim potencjał. „Terror Hungry” z 2014r wzbudził większe zainteresowanie bo już był bardziej thrash metalowym wydawnictwem. Sam zespół rozwinął się i zaprezentował dość ciekawy styl, który jest mocno wzorowany na twórczości Megadeth, Kreator, czy Exodus. Czego można się spodziewać po „Braindead” z 2016 r?

Dostajemy w zasadzie kontynuację tego co słyszeliśmy na poprzednim wydawnictwie. Jest agresja, mocne i dopracowane brzmienie, duży nacisk położony na technikę i thrash metalowy feeling. Wszystko przerysowano z poprzedniego albumu. Wciąż Sammy odgrywa najważniejszą rolę i bez niego Lost Society nie byłby soba. To właśnie jego specyficzny i zadziorny wokal, to właśnie jego oddanie starym thrash metalowym albumom, jego pasja do gatunku i umiejętność tworzenia kompozycji sprawiła, że zespół stał się rozpoznawalny. To dzięki niemu są w tym punkcie którym są. W porównaniu do poprzednich albumów to jego głos brzmi bardziej profesjonalniej i słychać że się rozwija. Największy progres jest w sumie w partiach gitarowych. Te są dopracowane, urozmaicone, złowieszcze i agresywne. Wszystko zagrane z dbałością o technikę i thrash metalowy feeling. Nie ma mowy o porzucenie swoich korzeni na rzecz nowoczesnych rozwiązań. Co może zaskoczyć? Nieco punkowy „Riot”, który momentami przypomina taką próbę stworzenia czegoś na miarę Death Angel. No nie do końca to wypaliło. „I am The Antidote” to z kolei bardziej toporny i zarazem heavy metalowy kawałek. Najlepiej zespół wypada w typowym thrash metalowym łojeniu. Właśnie taki „Mad Torture”, czy nieco marszowy „Hollow eyes” są motorem napędowym tej płyty i jej główną atrakcją. Jak ktoś lubi nieco speed metalowe granie przesycone Exodus ten polubi rozpędzony i złowieszczy „Rage me up”. Na płycie jest pełno udanych i godnych uwagi zagrywek gitarowych, które zabierają nas w sentymentalną podróż do lat 80 czy 90. „Hangover Activator”, który przypomina nieco Kreator to dobry przykład takiej wycieczki w przeszłość. Kawał dobrej roboty odwala sekcja rytmiczna co zresztą piętnuje to w rytmicznym „PST 88”. Na sam koniec zespół serwuje nam ciekawą wersję „Terror Hungry”.

Kolejny album Lost Society odnotowaliśmy. Posłuchamy, po przeżywamy przez jakiś czas, lecz prawda jest taka, że za jakiś czas mało kto będzie pamiętał o tym albumie. Jest dobry, nawet bardzo dobry, ale niczym specjalnym się nie wyróżnia. Ot co kolejny nieco oklepany thrash metalowy album. Lost society kontynuuje to co już zaczął na poprzednim albumie i póki co dobrze radzą sobie. Pytanie tylko jak długo uda im się pociągnąć? Pożyjemy zobaczymy.

Ocena: 7/10

4 komentarze:

  1. Oj, wydaje mi się, że te 7/10 to jednak trochę za dużo. Ja słyszałem całkiem sporo gubienia rytmu na tej płycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Album po prostu jest solidny, ale fakt nie jest to płyta która rzuca na kolana

      Usuń
  2. Jest solidny, ale nie powala. Ot, taka płytka do przesłuchania na raz czy dwa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim światem nie wstrząsnęła ta płyta, ale fakt, miło się jej słucha.

    OdpowiedzUsuń