niedziela, 13 października 2019

STEVE GRIMMETT GRIM REAPER - At the gates (2019)

Darzę wielkim sentymentem stare dobre albumy Grim Reaper i choć teraz ten band wygląda bardziej jak solowy projekt Steve'a Grimmetta, to wciąż sięgam po wydawnictwa Grim Reaper.  Warto pamiętać, że Steve Grimmett powołał ponownie do życia markę Grim Reaper w 2006 roku i teraz tworzy muzykę pod szyldem Steve Grimmett;s Grim Reaper. Muzycznie nie ma może jakiejś różnicy, bowiem Steve dalej obraca się w klasycznym heavy metalu. Co różni nowe wcielenie Grim Reaper od tego z lat 80 to bez wątpienia jakość muzyki. Niestety, ale "At the Gates" to kolejny przykład, że Steve nie ma zbyt wiele do zaoferowania maniakom takiej muzyki.

Patrząc na okładkę można odnieść wrażenie, że nie tylko zabrakło pomysłu, ale chyba funduszy. Jest tandetna i wręcz zniechęca do zapoznania się z zawartością. Steve jak to Steve śpiewa zadziornie i z lekkością, choć i jego partie nie są doskonałe. Problem tkwi niestety w samych kompozycjach,  które są co najwyżej solidne. Bywają utwory melodyjne, jak i zadziorne. Wszystko jest wtórne i brakuje mi tutaj elementu zaskoczenia.

Wejście w postaci "At the Gates" jest takie bez emocji i bez ikry. Taki nieco toporny kawałek, który momentami męczy. Nieco ciekawszy jest klasyczny "Venom", który przypomina nieco twórczość Saxon czy Judas Priest. Jest lepiej, ale to nie jest to czego ja bym oczekiwał. Mamy też nieco szybszy "What lies beneath", który jest solidny, ale nic ponadto. Trzeba przyznać, że partie gitarowe Iana Nasha też są takie przewidywalne i takie nieco oklepane. Pojawiają też spokojniejsze, bardziej marszowe kawałki jak choćby "A Knock at the door". Niezwykle rytmiczny, hard rockowy kawałek, ale dalej czegoś mi brakuje. Emocje pojawiają się w przebojowym "Rush" i to jeden z najlepszych utworów na płycie. Drugim killerem na płycie jest rozpędzony "Line Them Up" i znów dobrze to brzmi. Szkoda, że na albumie jest tak mało tak dobrze rozegranych kawałków. Dobrze wypada też klimatyczny "Shadow in the dark".

Grim Reaper znany z lat 80, a ten obecny to dwie różne bajki. "At the gates"  to solidny album, ale nic ponadto. Melodie są oklepane, a riffy nie wzbudzają większych emocji. Szkoda. Pozostaje wciąż sentyment do tej ekipy i kto wie może jeszcze kiedyś wrócą z ciekawym krążkiem.

Ocena: 5.5/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz