niedziela, 21 sierpnia 2022

EDENBRIDGE - Shangri La (2022)

 

 

16 września ukaże się 11 studyjny album austriackiej formacji Edenbridge. To jeden z ważniejszych zespołów grających symfoniczny heavy/power metal, gdzie kluczową rolę odgrywa żeński wokal. Grają tak już od 1998r, więc już wyrobili sobie pozycję i status na rynku. Co ma do zaoferowania "Shangri- La"? Z pewnością złożoną i intrygującą muzykę, która stara się zadowolić fanów symfonicznego power metalu, ale też progresywnego rocka czy metalu, a nawet melodyjnego metalu. Brzmi ciekawie, a jaki jest efekt końcowy?

Band rozwija pomysły z poprzednich płyt i żadnej rewolucji nie uświadczymy. To akurat dobry znak. Cieszy też fakt, że band tworzą te same osoby co na poprzednich płytach, więc jest stabilizacja. Okładka klimatyczna i tylko zaostrza apetyt na zawartość, a te jest troszkę nie dopracowana. Kłania się tutaj mieszanka świetnych kompozycji z nijakimi wypełniaczami. Sabine Edelsbacher ma ciekawy głos i potrafi działać cuda, tylko że tutaj nie ma zbytnio do czego śpiewać i gdzie zaskoczyć słuchacza. Dobrze prezentują się kolosy. Taki otwierający "At first light" nie przynudza mimo 8 minut trwania. Jest podniosłość, pazur, a całość rozegrana z pomysłem. Najlepiej wypada "the Bonding part II"  i tutaj przez te 16 minut dzieje się sporo. Bardzo pomysłowy kawałek, gdzie band pokazuje że progresywność nie musi być sztampowa i nudna. Rockowy "The call of Eden" jest bardziej melodyjny, stonowany i komercyjny. Utwór dobry i niestety tylko dobry. Bardziej energiczny jest "hall of shame" i zdecydowanie w takim graniu band korzystniej wypada. Nie potrzebny jest rozlazły "Savage Land" i "Arcadia".

Płyta wywołuje mieszane uczucia. Przeplatają się kawałki wartościowe z takimi nieco nudnymi i komercyjnymi. Nie zmieni to faktu, że Edenbridge to znaczący band. Płyta zostanie zapomniana, bo nie ma tutaj czego pamiętać. Najlepiej zapada w pamięci otwieracz i 16 minutowy kolos. Szkoda.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz