sobota, 27 sierpnia 2022

STEELOVER - Stainless (2022)


 Moda na powrót kapel z lat osiemdziesiątych trwa w najlepsze. Miło jest widzieć, że powraca wiele znanych zespołów, tych uznanych, które cieszyły się uznaniem.  W życiu bym nie pomyślał, że powróci Mercyful Fate, Evil, czy Toxik. Teraz jeszcze wraca inny band, który jest jednym z moich ulubionych jeśli chodzi o lata 80. Mowa o belgijskim Steelover, który działał w okresie 1982 - 1986r. Z tamtego okresu pochodzi znakomity debiut "Glove Me". Kapela powróciła w 2016r i teraz po 6 latach przyszedł czas na drugi album zatytułowany "Stainless".

Z starego składu został basista Nico i gitarzysta Pat. Nowymi nabytkami zostali gitarzysta  Calin Uram, perkusista Nikko Konikiewicz i wokalista  Vince cardillo. Każdy z nich wniósł sporo zespołu, a najlepsze jest to że wciąż słychać że to ten Steelover z lat 80. Jest pazur, przebojowość, to hard rockowe szaleństwo i ten klimat lat 80. To autentyczny materiał zespołu, który wie jak brzmiały lata 80, co się wtedy liczyło. Nikt nikogo nie udaje i ta muzyka jest naprawdę szczera. Nie sądziłem, że po takiej długiej przerwie ten band będzie brzmiał tak jak na "Glove Me", a jednak. Miłe zaskoczenia. Okładka jest jeszcze lepsza i co ciekawe mocno nawiązuje do okładki UDO "Steelfactory". Brzmienie mocno zakorzenione w latach 80, choć bardziej dopieszczone. Dopracowany album pod każdym względem i muszę przyznać, że gitarzyści wypracowali naprawdę ciekawe riffy i sporo chwytliwych melodii. Prawdziwym bohaterem tej płyty jest jednak wokalista Vince. Co za prawdziwy czarodziej. Steelover zyskał jakby na mocy i zostając wierny swojemu stylowi i jakości. Jego głos po prostu wymiata i sieje zniszczenie na nowej płycie. Szkoda tylko, że połowa utworów stanowią na nowo zagrane kawałki z debiutu. Trzeba przyznać, że pozostałe nowe kawałki idealnie komponują się z dobrze znanymi kawałkami z "Glove Me"


Pierwszym killerem na płycie jest otwieracz."Dealer"to kwintesencja hard'n heavy lat 80. Niby prosty motyw, a wszystko zachwyca od samego początku.  Nowy kawałek, a brzmi jakby powstał jeszcze w czasach debiutu.Na krążku roi się od hitów i taki przebojowy "Give it up" jest tego niezbitym dowodem. Na nowo zagrany kawałek, a brzmi tak samo świetnie jak w latach 80. Band przyspiesza w dynamicznym "Get out" i to kolejna perełka na płycie. Ileż w tym pozytywnej energii. To już kolejny zupełnie nowy kawałek, który czaruje. Stonowany "Remember"to rasowa rockowa ballada i to niezwykle zapadająca w pamięci. Dobrze wypada też zadziorny "hold tight" który również oddaje to co najlepsze w Steelover. Nic dziwnego bo to znany nam klasyk z debiutu. Kolejny hicior na płycie to chwytliwy "lady of rock" który zachwyca swoją prostą formą. Warto również wyróżnić rozpędzony "never before" czy melodyjny "struck down" które znakomicie wpasowują się do nowych kawałków. Na nowo zagrane te kawałki brzmi jeszcze bardziej świeżo i mocarniej.

Inne czasy, inny skład, nieco inne trendy, a Steelover wciąż gra swoje i wciąż zachwyca swoją muzyką. Były obawy że zrobią skok na kasę i wydadzą coś na siłę. Jednak wrócili bo mają coś do powiedzenia. Nowy krążek jest równie ciekawy co debiut. Oby zostali z nami nieco dłużej tym razem. Szkoda tylko, że połowa to kawałki znane z debiutu, które zostały zagrane na nowo. Brzmią świeżo i bardziej współcześnie a płyta jest przez to spójna. Ja jestem zachwycony mimo kilku wad.

Ocena: 8.5/10

4 komentarze:

  1. To nowy album? Pytam bo w sieci można znaleźć ich drugi, nie wydany album z lat 80-tych. Zastanawiam się czy to nowe nagrania czy może wypuścili wreszcie oficjalnie te stare...

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie to nowy album. Niestety połowa to na nowo zagrane kawałki z debiutu. A gdzie można znaleźć w sieci ten drugi o którym piszesz?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli sądzisz że nowy wokalista jest lepszy od tego z lat 80 to mogę ci jedynie serdecznie współczuć.
    Nic na tym albumie nie jest w 1% lepsze od albumu z 80s.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałem, że nowy wokalista pozytywnie zaskakuje i pasuje do muzyki Steelover. Wiadomo, że nowy album i wokalista to nie klasa debiutu. Zresztą odsyłam do recenzji debiutanckiego albumu Steelover. Dla mnie to jedna z najważniejszych kapel lat 80 i cieszę się, że odrodzili się i kontynuują swoją historią. Tyle starych kapel wraca, że miło widzieć ich powrót. Debiutu nie przebili, bo nie było jak, ale nowy daje radę. Co zrobić, jedni będa słuchać i czerpać radość, a inni będą narzekać. Tak już jest, co słuchacz to opinia. Pozdrawiam

      Usuń