niedziela, 15 stycznia 2023

SKYBLAZER - Infinity's Wings (2023)


Johannes Frykholm, którego dobrze znamy z pełnienia roli klawiszowca w Palantir i Symphonity. W tym roku postanowił wystartować z swoim projektem muzycznym Skyblazer. W 2021r wydał mini album, a teraz w roku 2023 przyszedł czas na debiutancki krążek zatytułowany "Infinity's Wings". Płyta premierę miała 13 stycznia i ukazała się nakładem Elevate Records. Toż to kolejna dawka szwedzkiego, słodkiego power metalu, który znajdzie swoich zwolenników, jak i przeciwników.

Ja zajmę stanowisko po środku. Płyta ma sporo zalet jak i wad. Na plus klimatyczna okładka, która wpisuje się w stylistykę power metalu. Jest radosny feeling i czuć klimat fantasy na całej płycie, a to ma swój spory plus.  Cała realizacja nie wypada najgorzej, choć słychać że jest to album z serii "zrób to sam" i faktycznie niemal całą robotę odwalił Johannes. Partie wokalne, klawisze, czy bas i gitary, to tak naprawdę jego sprawka, a tylko gdzie nie gdzie pojawia się gość, który zagra jakiejś solo na gitarze, czy zaśpiewa dany kawałek. Wśród gości takie nazwiska jak David Henriksson, Fabiel Perez czy Desiree Lind. Produkcja może nie jest z górnej półki, ale katastrofy też nie ma. Słychać od pierwszych dźwięków, że to power metal, który jest wzorowany na latach 90. Dobry kierunek, tylko że jakość wykonania troszkę pozostawia do życzenia. Na pewno sporą wadą całości jest wokal Frykholma, który śpiewa łagodnie, jakoś tak komercyjnie i bez przekonania. Troszkę przeszkadza to w odbiorze całości. Same kompozycje są dobre i poukładane, choć też zdarzą się wpadki.

Na pewno takie utwory jak "One million ways" nic nie wnosi, a wręcz momentami odstrasza. Ciekawe solówki w tym kawałku to trochę za mało. Standardowy power metal dostajemy w radosnym "Shine Forth" i już na starcie przeraża wokal Johannesa. Ten styl, charyzma i technika jakoś nie do końca mi pasują, a szkoda bo sam utwór nie jest zły. W "Eyes of Serenity" słychać nawiązania choćby do Helloween i choć nie ma w tym za grosz oryginalności, to utwór daje radę i sprawia, że słuchacz czerpie radość z odsłuchu. Najciekawszy z tej płyty jest "turning time", gdzie motyw przewodni po prostu błyszczy. Prosty motyw i duża dawka przebojowości robi swoje. Brawo! Urocze są też partie gitarowe w melodyjny "under the blazing sky" i w końcu jest jakaś moc i metalowy pazur. Naprawdę dobrze się tego słucha i nawet wokal Johanessa tak nie przeszkadza. 8 minutowy "Eternalize the dream" miał być chyba epicki i podniosły, ale chyba coś nie wyszło. Zbyt długi i zbyt monotonny jak dla mnie.
 
Czy ten album był potrzebny? Raczej nie. Czy coś wniósł do twórczości Frykholma? To też nic specjalnego. Jaki wniosek? Może niech lepiej Johannes skupi się na Palantir, który przecież jest rozpoznawalny. Skyblazer to po prostu średniej jakości power metal, który przedstawia się jako rzemieślniczy projekt, który niczym specjalnym nie zaskakuje, a i jakość troszkę kuleje.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz