niedziela, 13 lipca 2025

BLACK ROSE -The mirror (2025)


 

Czas płynie nieubłaganie, a trudno uwierzyć, że szwedzki Black Rose działa już od 35 lat, mając na koncie aż osiem wartych uwagi albumów. Choć nie zdobyli takiej sławy, na jaką bez wątpienia zasługują, są doskonale znani wśród miłośników mieszanki heavy metalu i hard rocka. W ich muzyce słychać wpływy klasyków NWOBHM spod znaku Diamond Head, jak również sporo hard rockowego klimatu rodem z Rainbow czy heavy metalu w stylu Pretty Maids. Nietrudno także wychwycić echa Praying Mantis, a momentami nawet progresywnego rocka.


Po czteroletniej przerwie zespół powraca z nowym materiałem – i „The Mirror” to bez dwóch zdań jeden z najlepszych albumów w ich dorobku. Krążek ukazał się 11 lipca nakładem wytwórni Sleaszy Rider Records.


Moc zespołu tkwi w braciach Haga. Peter Haga – klawiszowiec – odpowiada za atmosferę i przestrzeń, która nadaje utworom wyjątkowy klimat. Co więcej, to on stoi również za partiami perkusyjnymi. Anders Haga z kolei dba o sekcję basową, wprowadzając odpowiednią dynamikę i głębię. Braterska chemia muzyczna między nimi jest wręcz namacalna. Na froncie stoi charyzmatyczny wokalista Jakoby Sandberg – muzyk niezwykle utalentowany, który wnosi do muzyki dzikość, drapieżność i charakterystyczny pazur. Jego wokal buduje napięcie i nadaje kompozycjom wyraźny oldschoolowy klimat, mocno zakorzeniony w estetyce lat 80.


Na gitarze bryluje Mikael Dahlin – doświadczony instrumentalista, który stawia na klimat, dojrzałość i wyrafinowanie w partiach gitarowych. Jego gra jest przemyślana, pełna emocji i zróżnicowanych barw.


Zawartość „The Mirror” to 45 minut dojrzałej i pieczołowicie dopracowanej muzyki, która urzeka od pierwszych dźwięków. Płyta jest doskonale zbalansowana – każdy znajdzie tu coś dla siebie. Już otwierający album rozpędzony „Dualities” to znakomita mieszanka hard rocka i heavy metalu z wyraźnymi wpływami Rainbow. „Farrell, Misery” z kolei zachwyca pięknymi melodiami i nastrojowym, rockowym klimatem – to właśnie atmosfera buduje tu największe wrażenie.


W „Heavy Metal Angel” pojawiają się klasyczne elementy NWOBHM – to niezwykle nastrojowy utwór, który brzmi jak wyjęty z lat 80. „Shine” to kolejna perełka – bardziej rockowa kompozycja z wyraźnymi wpływami Rainbow i Black Sabbath z ery Tony'ego Martina. Imponuje też nieco progresywny „The Labyrinth of Me”, który pokazuje, że zespół potrafi zaskakiwać i wychodzić poza schematy.


Kolejnym wyróżniającym się utworem jest mroczny, stonowany, lecz poruszający „Heaven’s Gate”, oparty na klasycznych, sprawdzonych rozwiązaniach. Nie brakuje również bardziej zadziornych momentów – jak „Wildfire” – czy przebojowego, chwytliwego „Divine Sign”. Finał albumu to emocjonalna, wręcz epicka kulminacja, w której można dosłyszeć nawet echa Iron Maiden.


Cztery lata czekania opłaciły się z nawiązką. Szwedzki Black Rose ponownie udowadnia, że zna się na swoim fachu i zasługuje na znacznie większe uznanie. „The Mirror” to znakomita mieszanka klasycznego hard rocka i heavy metalu – materiał dojrzały, dopracowany i pełen nostalgicznego uroku. Brzmi oldschoolowo, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dla fanów gatunku – absolutna pozycja obowiązkowa.


Ocena: 8.5/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz