Rok 2026 zapowiada się wyjątkowo interesująco dla fanów thrash metalu. To właśnie wtedy, po sześcioletniej przerwie, powraca niemiecki Bitterness, który kazał swoim sympatykom długo czekać na nowy materiał. Na szczęście zespół nie zapomniał, jak grać rasowy thrash metal w duchu klasyki spod znaku Kreator, Tankard czy Municipal Waste. Bitterness sięga po estetykę lat 90., a ich najnowszy album, zatytułowany „Hallowed Be the Game”, ukaże się 6 lutego 2026 roku. Nie znajdziemy tu rewolucji ani nowatorskich rozwiązań – dostajemy dokładnie to, do czego Bitterness zdążył nas przyzwyczaić.
Trzonem zespołu pozostaje Frank, odpowiedzialny zarówno za partie wokalne, jak i gitarowe. Doskonale zna realia gatunku i potrafi wyczarować interesujące, agresywne riffy, które w prosty sposób przywołują ducha thrash metalu lat 90. Motywy gitarowe są nieskomplikowane, ale skuteczne i wyraźnie osadzone w klasyce gatunku. Również jako wokalista Frank sprawdza się znakomicie – jego śpiew jest agresywny, pełen pasji i odpowiednio napędza cały materiał. To zdecydowanie właściwy człowiek na właściwym miejscu, który potrafi nadać zespołowi odpowiedni impet.
Sekcję rytmiczną tworzą Marcel na basie oraz Andreas na perkusji. To solidny i zgrany duet, który odgrywa kluczową rolę w funkcjonowaniu całej tej metalowej machiny. Dzięki nim album jest dynamiczny, energetyczny i spójny. Choć materiał nie grzeszy oryginalnością i nie zaskakuje nowymi pomysłami, słucha się go z dużą przyjemnością. Nie brakuje tu mocnych riffów, chwytliwych melodii i klasycznego thrashowego pazura. Dodatkowym atutem są zaproszeni goście – na płycie pojawia się Andreas Geremia z Tankard oraz Michael Goldschmidt, co tylko podkreśla hołd oddany niemieckiej scenie metalowej.
Album otwiera „WWH8” – prawdziwy thrashmetalowy strzał. Jest szybko, agresywnie i intensywnie, ale jednocześnie zagrane z pomysłem i odpowiednią iskrą. Zespół od samego początku pokazuje, że doskonale wie, jak tworzyć solidny thrash metal. Następnie dostajemy bardziej rozbudowany i lekko heavy metalowy „Amok:Koma”, w którym wyraźnie słychać inspiracje klasyczną niemiecką sceną metalową. Zadziorny „Hypochristian” świetnie buja, a bardziej stonowane, heavy metalowe fragmenty wypadają nadzwyczaj dobrze.
Bitterness przyspiesza w agresywnym „High Sobriety”, który przywodzi na myśl dokonania Kreator czy Tankard. Zespół nie zwalnia tempa – „Win Windustry” to kolejna dynamiczna i pełna furii kompozycja, będąca kwintesencją thrash metalu. Grupa doskonale odnajduje się również w chwytliwych melodiach i umiejętnie wplata elementy heavy metalu lat 80., czego najlepszym przykładem jest tytułowy „Hallowed Be the Game”. To utwór, w którym thrash łączy się z heavy i speed metalem, a całość brzmi niezwykle świeżo i przekonująco. Pasja i zaangażowanie zespołu są tu wręcz namacalne, a potencjał drzemiący w Bitterness ujawnia się w pełni.
Podobne emocje wzbudza prosty, lecz niezwykle chwytliwy „Losing” – czasem to właśnie nieskomplikowana forma okazuje się najlepszym rozwiązaniem. Na zakończenie albumu otrzymujemy udany cover Misfits – „Scream”, który stanowi mocne i klimatyczne zwieńczenie całości.
Sześcioletnia przerwa wydawnicza pozwoliła zespołowi zebrać myśli i solidnie przygotować się do powrotu. Ten ruch okazał się strzałem w dziesiątkę. Bitterness zaprezentował przemyślany, dopracowany i niezwykle solidny album z pogranicza thrash i heavy metalu, który z pewnością znajdzie swoich odbiorców. Zdecydowanie warto wypatrywać premiery tego wydawnictwa.
Ocena: 8/10

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz