niedziela, 8 kwietnia 2012

MANOWAR - Battle Hymns (1982)


Nikt nie będzie podważał wpływu MANOWAR na muzykę heavy metalową, bo odcisnęli dość mocne piętno na tej muzyce. Jest szacunek, nawet i skromne wielbienie z mojej strony, ale mam czasami wrażenie, że niektóry albumy właściwie się wielbi tylko dlatego że jest firmowane etykietą MANOWAR. Mam dziwne przeczucie że niektóry albumy się po prostu zbyt bardzo przeceniane, gdzie tak naprawdę niczym specjalnym się nie wyróżniają. Tak wiem królowie metal i jeden z najlepszych zespołów heavy metalowych, a przynajmniej tak uważa większość zapalonych słuchaczy heavy metalu. Z jednym się zgodzę, w roku 1980r narodził się zespół wyjątkowy, który tworzył właściwie muzykę oryginalną, we własnym stylu. Zgodzę się z tym że na MANOWAR składają się znakomici muzycy, czyli Eric Adams jeden z najlepszych wokalistów heavy metalowych, który ma swoją manierę i niezwykły wachlarz umiejętności i właściwie bez niego ciężko sobie wyobrazić muzykę MANOWAR tak jak i bez lidera zespołu Joego Demaio który również ma specyficzny styl grania na basie, gdzie jest ciężar i mocno wybijający się przez warstwę gitar i głośny wokal Erica. Jest też Ross The Boss, który wg mnie jest najlepszym gitarzystą MANOWAR i właściwie albumy z jego udziałem najbardziej przypadły mi do gustu. Lecz akurat na na początku jeszcze nie pokazuje swoich prawdziwych umiejętności, jakby się dopiero rozgrzewał wygrywając bardziej rockowe riffy, mniej porywające melodie. Zgodzę się że debiutancki album „Battle Hymns „ z 1982 roku miał ogromny wpływ na ukształtowanie się amerykańskiego heavy metalu, ale nie mogę się zgodzić z tezą że jest to dobry album. Jeśli chodzi o wkład muzyków w ten album, to najsłabszym ogniwem jest tutaj perkusista Donnie Hamzik który gra bez przekonania, bez jakiegoś polotu i jego partie są po prostu monotonne. Co mnie też bardzo irytuje na tym albumie to niedopracowane brzmienie, powiedziałbym wręcz garażowe.

Jednak najgorsze z tego wszystkiego jest fakt, że właściwie jest mało metalu na tym albumie, jest więcej hard rocka i jakby wczesnego BLACK SABBATH za którym nie przepadam do końca. MANOWAR w pełni nie ukształtowany, wygrywający nierówne i mało przekonujące kompozycje. Wiecie co? Ja mam wrażenie że debiut to właściwie album jednego utworu. Jakiego? Tytułowy i to nie powinno być zaskoczeniem bo ten utwór oddaje to co najlepsze w tym zespole i to jest definicja ich stylu. Epickość, patos w melodiach, marszowa sekcja rytmiczna i ten duch bitwy w tle. Niezwykły klimat i pomysłowość i tak narodził się ich niepowtarzalny styl MANOWAR. Jeden z ich najlepszych utwór, jedna z tych kompozycja która jest wzorem do naśladowania i nie bez przyczyny. Jednak reszta kompozycji na tym albumie jest w cieniu tego wielkiego kawałka i raczej porażają brakiem pomysłów i kiepskich czasami nie metalowymi aranżacjami. „Death Tone” jest jak dla mnie nijaki, nawet jako kompozycja hard rockowa nie zachwyca. Motyw jakiś taki chaotyczny, bez jakiegoś ładu i tylko odrobina rytmiczności i nawet udany refren ratuję przed totalną klęską. Co warto wynieść z tego albumu to dość znany szerszej publiczności heavy metalowy „Heavy Metal Daze” z hard rockowym zabarwieniem. Jednak tutaj w końcu jest pomysł na samą konstrukcję, jest porządna aranżacja, które opiera się na starannie dobranych melodiach i przebojowości. Dobrze też się prezentuje kolejny miks heavy metalu z hard rockiem czyli rozpędzony „Fast taker” jednak to też jest tylko dobra, bardzo dobra kompozycja. Punkowe zaloty w „Shell Shock” czy też w „Manowar” niezbyt mnie przekonują i raczej są pretekstem aby uznać owe kompozycje za najsłabszy moment na albumie. Bardzo dobrze wypada też mroczny, ponury, nieco z psychodelicznym klimatem z lekką dozą epickości „Dark Avenger” gdzie można wyłapać coś z wczesnego BLACK SABBATH. I choć jest to pomysłowa kompozycja z dobrą aranżacją to i tak pozostaje w cieniu wielkiego „Battle Hymns”.

„Battle Hymns” to na pewno znaczący album w historii metalu, bo w końcu ukazał nieco inny styl heavy metalu, odegrał znaczącą rolę w amerykańskim metalu, zaprezentował w końcu nieco inne podejście do tematy i w końcu tutaj rodzi się jeden z najbardziej znaczących zespołów heavy metalowych. Jednak album w sam sobie jest nie równy, nie dopracowany i jak dla mnie mało metalowy. Gdyby tak cały krążek był taki jak tytułowy utwór to nie miałbym żadnych wątpliwości co do sławy i wielkości tego albumu. A tak mam wrażenie że zachwyty nad tym albumem są nieco przesadzone, bo jak dla mnie jest to album jednego utworu. Wybacz im, bo początki są zawsze trudne.

Ocena: 6/10

1 komentarz:

  1. No kolego to żeś pojechał. Jeden z lepszych debiutów w historii metalu. Dycha i tyle.

    OdpowiedzUsuń