Młodzi gniewni z kanadyjskiego WEST OF
HELL właśnie zaprezentowali szerszej publiczności swój tzw
dziewiczy album, który się zwie „Spiral Empire”. Trzeba
przyznać, że album był przygotowywany dość długo, zwłaszcza
kiedy się spojrzy na to pod względem historycznym, gdyż zespół
został założony w roku 2002 przez gitarzystę Ivana Vrdoljaka i
perkusistę Andrea Hulme. W roku 2009 ukształtował się właściwy
skład który dawał koncerty który rozpoczął pracę
nad debiutanckim albumem. Jednak w roku 2010 zwerbowano frontmana
ZIMMERS HOLE czyli Chrisa Valagao i co jak co ale miło wspominam
jego wyczyny na ostatnim albumie tej kapeli więc można było być
spokojnym o efekt końcowy debiutanckiego wydawnictwa. Produkcją
albumu zajął się też sprawdzony Rob Schallcross, który
pracował choćby przy albumie wcześniej wspomnianego ZIMMERS HOLE.
W roku 2010 wznowiono pracę nad materiałem, które właściwie
były robione od nowa. Jak można określić styl muzyczny jaki
prezentuje młody zespół na swoim pierwszym krążku?
Oldscholowy heavy metal z mieszanką thrash metalu, gdzie słychać
wpływy takich kapel jak LAMB OF GOD, METALLICA, SLAYER, MEGADETH,
czy też ZIMMERS HOLE, ale słychać też inne mniej lub bardziej
znane kapele heavy metalowe.
Cała zawartość zbudowana jest na
bazie chwytliwych, ostrych riffów, które mają zadanie
niszczyć wszelkie przeszkody, a więc jest niezwykły nacisk na moc,
ale nie pominięto przy tym tradycyjnego przywiązania do melodii i
to balansowanie im wychodzi znakomicie o czym już przekonuje nas
otwieracz „Father of Lies” który opiera się na
stonowanym nieco rycerskim tempie, a także na mrocznym klimacie i
zadziorności znanej mi choćby z ostatnich albumów METAL
CHURCH. W takim stonowanym mrocznym tempie utrzymany jest również
nieco zróżnicowany „Demon Sent”, czy też
dynamicznym „To War” który idealnie odzwierciedla
styl kapeli i ich świetnie prezentuje jak znakomitymi muzykami są.
Na pochwałę zasługuje cały zespół, a przede wszystkim
Chris Valagao, który śpiewa na tym albumie bardziej
technicznie, jakby bardziej emocjonalnie i to robi wrażenie. Drugim
elementem bez wątpienia jest cała struktura gitarowa i ta warstwa
zachowuje tendencję ostrej, mrocznej, dzikiej, a zarazem melodyjnej.
Udało się połączyć te dwa światy w jeden, jakże harmonijny.
Oczywiście nie brakuje na albumie petard i mamy w tej roli melodyjny
„Water Of Sorcery” który jest moim ulubionym
kawałkiem, nieco power metalowy „Faceless The Droids”
który jest kolejnym moim prywatnym faworytem a to za sprawą
niezwykłej linii wokalnej i zadziornego riffu, a także stanowczemu
uwypukleniu niezwykłej melodyjności wydobywającej się z partii
gitarowych. Ale właśnie takie dynamiczne utwory jak „Unworthy”
, czy „Sinqularity” czy rozbudowany „Soul Taker”
sprawiają że ten jest jest bardzo dynamiczny, mający niezwykle
duże złoże energii.
Fani mocnego uderzenia będą
zadowoleni, gdyż zespół dysponuje odpowiednim zasobem
zarówno jeśli chodzi o umiejętności, gdzie każdy z muzyków
zna się na swojej robocie i robi to z wielkim angażowaniem, również
zasób kompozytorski jest dopracowany w każdym szczególe,
są dobre pomysły i solidne aranżacje, które zachwycają
dokładnością i płynnością., WEST OF HELL to grupa która
wie jak dogodzić zarówno pod względem melodii jak i
drapieżności, a mocne, soczyste, mięsiste brzmienie tylko
podkreśla nam te atuty.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz