Thrash Metal wywodzący
się z Bay Area ukształtował thrash metal na wiele lat i wciąż
pojawiają się nowe zespoły, które nie kryją swoich
fascynacji EXODUS, TESTAMENT, czy METALLICA. Ścieżką wydeptaną
już przez te zespoły poszedł założony w 2006 roku HATCHET
i po 5 letniej przerwie od wydania debiutanckiego albumu przyszedł
czas na nowe wydawnictwo o nazwie „Dawn Of the End” i
nasuwa się wiele pytań, a zwłaszcza tych dotyczących albumu i
jego konfrontacji z debiutem.
„Dawn Of the End”
jest pod każdym względem lepszym albumem od „Awaiting Evil” i
z pewnością swoje piętno na muzyce odbiły owe zmiany jakie
dokonały się w ciągu tych 5 lat. Nowa wytwórnia płytowa i
zupełnie nowi muzycy poza liderem Juiz Ramos, który pełni
rolę wokalisty i gitarzysty. Te dość poważne zmiany odbiły się
na muzyce kapeli, która gra znacznie dojrzalej, bardziej
melodyjnej, jednocześnie trzymając się standardów grania
thrash metalu, a więc są ostre i drapieżne partie gitarowe,
specyficzny, krzykliwy wokal i dynamiczna perkusja. Kto lubi
twórczość EXODUS czy TESTAMENT z pewnością przekona się
do wokalu Juiza, który nadaje utworom chwytliwości i
specyficznego wydźwięku, który nie da się zapomnieć. Nie
tylko muzycznie jest lepiej na nowym albumie, bo również pod
względem brzmieniowym jest bardziej soczyście czy nowocześniej
aniżeli na debiucie. Skoro styl kapeli przesiąknięty jest thrash
metalem z Bay Arena to i kompozycje są utrzymane w tym stylu.
Na zewnątrz miła dla
oka okładka, a w środku 10 utworów dający 45 minut muzyki
utrzymanej w stylu EXODUS, czy TESTAMENT. Kompozycje są w miarę
zróżnicowane, równe i ciężko doszukać się
większych wpadek, czy niedociągnięć. Oczywiście zaczyna się od
instrumentalnego intra w postaci „After The dark”, który
dobrze rozgrzewa przed właściwą już kompozycją. „Silence By
death” który ukazuje nam jak prezentuje się w
odmienionym składzie i to co najbardziej zapewne nie jednego
interesuje to jak spisuje się w roli wokalisty Juiz i jak reszta
zespołu sobie radzi. Cóż kompozycja jest dynamiczna,
utrzymana w speed/thrash metalowej formule i tutaj Juiz prezentuje
się z znakomitej strony, śpiewając dość krzykliwie, agresywnie,
bez uczucia irytowania. W jego wokalu można usłyszeć coś z
Steviego Souza i Chuckiego Billa, co należy uznać za swego rodzaju
plus. Ramos/ Webb to duet gitarowy HATCHET i nowy duet dostarcza
sporo ciekawych motywów gitarowych, chwytliwych melodii, które
są pełne agresji jak te choćby w „Scream Of the Night”,
który ma nieco bardziej stonowane tempo i wyróżnia się
z pewnością dobrą pracą gitar. Na płycie nie brakuje prawdziwych
przebojów i tutaj trzeba wymienić „Fall From
Grace”który oddaje piękno thrash metalu, gdzie jest
dynamika, agresja, rytmiczność i melodyjność, a wszystko
przemycone w jednym utworze. W podobnej stylistyce jest tutaj
energiczny „Signals Of Infection”, melodyjny „Sinister
Thoughs” czy też zamykający „Vanishing Point”.
Album jednak nie kończy się tylko na szybkich, agresywnych
kompozycjach, bo pojawia się instrumentalna ballada w postaci
„Revelations of God and Evil” , bardziej heavy metalowy
„Dawn of the End” , który ma nieco punkowy wydźwięk
typu DEATH ANGEL
Wielki powrót
HATCHET po 5 latach nieobecności i to w wielkim stylu. „Dawn Of
The End” to bardzo dojrzały krążek i to jest z pewnością
bardzo pozytywne zaskoczenie. Kto by się spodziewał, że kapela się
pozbiera po takim ciosie jakim jest odejście muzyków czy
zmiana wytwórni płytowej? A jednak się udało. Udało się
im nagrać album bardziej dojrzały, bardziej energiczny i
przebojowy, album godniejszy uwagi aniżeli debiut. W tym roku za
dużo thrash metalu nie słyszałem, ale ten krążek ma
predyspozycje do albumu roku w tej kategorii, a zespół
zaliczyć należy do grona tych najlepszych jeśli chodzi o
współczesny thrash metal i młode kapele. Każdy fan thrash
metalu powinien zapoznać się z tym wydawnictwem.
Ocena: 8.5/10
Chyba z Bay Area.... weź to popraw człowieku.
OdpowiedzUsuń