poniedziałek, 24 sierpnia 2015

BLIZZARD HUNTER - Heavy Metal To The Vain (2015)

Wiele młodych kapel jest zapatrzone w dokonania żelaznej dziewicy i to nie jest żadna ujma. Jak czerpać inspiracje to z najlepszych, ale nie zawsze udaję się stworzyć coś równie dobrego i chwytliwego. Problem tkwi może nie tyle w tym, że Iron Maiden stworzył swój charakterystyczny styl i nagrał tyle świetnych płyt, ale też wykazali się umiejętności tworzenia wielkich hitów. Z tym obecnie niektóre młode kapele mają problem. No ale dobrze, jeśli już dzisiaj ktoś czerpie z Iron Maiden to stara się to przedłożyć na styl nie NWOBHM, lecz heavy/speed metal. Skoro taki Striker czy Enforcer odniósł sukces, czemu miałoby się nie udać Blizzard Hunter, który pochodzi z Peru? Jeśli szukacie dobrego bandu, który wie jak odtworzyć styl Iron Maiden i wlać nieco Savatage, Grim Reaper czy Agent Steel to z pewnością debiutancki album o nazwie "Heavy Metal To The Vain" dostarczy wam tego.

Na samym wstępie warto wspomnieć, że kapela powstała z inicjatywy gitarzysty Luisa Sancheza. Wstępnie to był tylko projekt muzyczny, jednak z czasem zaczął przybierać formę pełno metrażowego bandu. Nazwę została zaczerpnięta z "Czarodzieja z Oz" i w początkowym okresie działalności band skupiał się na graniu tylko coverów właśnie Iron maiden czy Judas Priest.  z wokalistami był problem od samego początku i kiedy odszedł Mauricio Medina to jego miejsce zajął Sebastian Palma, który bardziej pasuje do tej speed metalowej formuły. Ma ciekawą manierę, która przypomina front menów takich klasycznych bandów jak Agent Steel, Mad max, Crossfire czy właśnie Iron Maiden.  Jego znakiem rozpoznawczym są wysokie rejestry i zadziorność typowego rasowego metalowego wokalisty.  Zespół tak dopasował brzmienie i styl sekcji rytmicznej, by jeszcze bardziej odtworzyć lata 80 i twórczość żelaznej dziewicy. To się udało, bowiem płyta ma ten klimat i jakość z tamtych lat. Jest szczerość, proste granie, który ma porwać słuchacza szybkością, przebojowością i energicznymi solówkami. Tak też jest z debiutem Blizzard Hunter. Można odnieść wrażenie, że płytę zdominowali Lucho i Tino poprzez swoje zagrywki gitarowe. Wszędzie ich pełno i to jest właśnie urok tej płyty. Cały czas się coś dzieje, cały czas jest adrenalina.  Początek płyty to taki ukłon w stronę starych płyt z lat 80, gdzie zawsze na wstępie pojawiało się instrumentalne intro. Tak też jest i tutaj i "Conqueror of Destiny" spełnia sie tutaj idealnie.  Dalej już mamy jazdę bez trzymanki. "Im on my way" to przykład, że można jeszcze coś ciekawego stworzyć w sferze heavy/speed metalu. Utwór z jednej strony energiczny, a z drugiej niezwykle melodyjny, to też od razu zapada w pamięci. Co może się też podobać, to pewne cechy Iron Maiden, ale też czegoś na miarę Agent Steel. Brzmi to znacznie lepiej niż tegoroczny Enforcer. Tytułowy utwór to jeszcze więcej Iron Maiden i to tego w klasycznej formie. Bardziej rozbudowany i zaskakujący jest "Hearts on Fire", który ma coś z starego Judas Priest czy Helloween. To jest idealny przykład tego ile zespół wkłada serca w to co gra i jak wielkie znaczenie mają tutaj popisy gitarowe. Solówki zagranie z pomysłem, ikrą i pazurem, a w dodatku stanowią siłę każdego utworu. "Nemesis" mógłby trafić śmiało na jakiś wczesny album żelaznej dziewicy i w dodatku to stonowane tempo jeszcze bardziej podkreśla stylizację NWOBHM. "The Murder" to kolejna dłuższa kompozycja i tutaj można wyłapać pewne elementy hard rocka, co tylko dodaje smaczku. Najostrzejszym na płycie utworem jest "My Revenge", który brzmi jak swego rodzaju hołd dla Anthrax. Właściwie końcówka to takie podsumowanie całości, a zwłaszcza tego, że zespół zbudował swój świat wykorzystując pewne znamiona twórczości Iron Maiden. Taki "The Joke" czy "The final Judgment" to najlepsze dowody na to.

Prawie 50 minut czystego heavy/speed metalu w stylizacji lat 80 mija bardzo szybko. Nie ma tutaj wad, nie ma jakiś zbędnych kompozycji, a wszystko zostało dopracowane. Nie ma może w tym za grosz oryginalności i wszystko można zdefiniować jako kolejna kalka żelaznej dziewicy. Jednak czystego speed metalu nigdy za dużo, tak samo klonów Iron Maiden, dopóki ich muzyka jest na takim wysokim poziomie jak ta zaprezentowana przez Blizzard Hunter.


Ocena: 9/10

1 komentarz: