czwartek, 6 sierpnia 2015

LUCA TURILLI RHAPSODY - Prometheus - Symphonia ignis Divinus(2015)



Rhapsody to była nie gdyś potęga. Wystarczy cofnąć się do lat 90 czy świetnego „Power of Dragonflame”. Niestety z czasem zespół gdzieś zatracił swój blask. Na domiar złego doszło do rozłamu. Fabio Lione został w Rhapsody of Fire. Luca Turilli założył swój Rhapsody i tutaj udało mu ściągnąć utalentowanego  Alessandro Contiego.  Kto słyszał o Trick Or Treat ten powinien go znać bliżej. Pierwszy album Rhapsody prowadzonego przez Luca był czymś godnym uwagi i miał gdzieś ducha starego Rhapsody. Kiedy Fabio i spółka zawodzi cała nadzieja została pokładana w nowy album w Rhapsody Luca Turilliego. Niestety, ale „Prometheus – Symphonia Ignis Divinius „ nie do końca budzi taki zachwyt jaki mogło się spodziewać.

Problem tkwi nie tyle w tym co zespół gra, czy stylu, bo tutaj nie wiele uległo zmianom. Najgorsze to, że zespół chce iść w stronę bardziej filmowego klimatu. Przez to całość brzmi jak soundtrack do epickiego i podniosłego filmu a nie jak album metalowy. Brakuje mocnego uderzenia, a przede wszystkim większej dawki Power metalu, a znacznie mniej filmowych patentów. Można odnieść od samego początku, że jest przerost formy nad treścią. To jest właśnie bolączka tego albumu. Przesadzono ze wszystkim. Pomówmy o dobrych rzeczach. Jedną z nich jest petarda w postaci „Il Cigno Nero”, który w pełni oddaje to co najlepsze w Rhapsody i twórczości Luca. Jest szybkość, podniosłość, mocny riff i ciekawe rozegrane solówki. Płytę promował „Rosenkreuz”, który jest już bardziej progresywny, bardziej epicki.  Tutaj zespół przesadził nieco z ozdobnikami, przez co Power metal zszedł na dalszy plan.  Dla fanów symfonicznego metalu i bogatej aranżacji z pewnością „Anahata” będzie czymś niezwykłym.  Najbardziej zapadającym utworem w pamięci jest rozbudowany, ale zarazem pomysłowy „One ring to rule them All”.  Sporo się też dzieje w tytułowym „Prometheus”, który pokazuje że zespół ewoluował i jeszcze bardziej poszedł w stronę filmowego charakteru.  Kiedy się już myśli że Luca pokazał już na co go stać i wyczerpał limit kolosów to na koniec serwuje nam 18 minutowego tasiemca w postaci „Of Michael the Archangel and Lucifer's Fall Part II: Codex Nemesis”. To już lekka przesada i choć sa tutaj ciekawe momenty, to jednak dominuje nuda i przerost formy nad treścią.

Soczyste brzmienie, przesycona i przesadzona pod każdym względem produkcja i aspekt aranżacyjna, a w efekcie mało Power metalowy album. Za dużo filmowego klimatu i podniosłości, za dużo urozmaiceń i smaczków, a za mało konkretów i ognia. Może jest to podniosłe i budzące niepewność wewnątrz duszy, ale muzycznie brakuje tutaj czegoś, co by powaliło.  Luca może nie zawiódł jak Fabio i Rhapsody of Fire, ale to nie jest tak udane jak debiut. Za dużo nie dociągnięć i utworów godnych uwagi. Szkoda, że skupiono się na symfonice i pozostałych aspektach bogatej aranżacji, zapominając o gruncie w postaci Power metalu. No nic może następnym razem będzie lepiej.

Ocena: 5/10

9 komentarzy:

  1. Pełna zgoda: orkiestracji od zasrania, a metalu zero. Rozczarowanie...
    Jedna poprawka: ostatnie Rhapsody było zajebiste.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie za dużo operowo-symfonicznych aranżacji a za mało power metalowej muzy do jakiej Luca przyzwyczaił nas wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Za dużo marudzicie,płytka bardzo dobra.Takie były założenia,żeby był rozmach i jest rozmach.Może trochę zabrakło przebojowości,ode mnie 8/10.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie, nie ma co narzekać, płytka bardzo dobra. Nie wszystko musi być true black goregrind suicidal progressive metalowe... Tutaj mamy po prostu więcej muzyki, symfonicznej muzyki (płyta naprawdę robi wrażenie, Anahata jest chyba póki co moja ulubiona). Jeśli ktoś chce więcej metalu, to po prostu nie jest płyta dla niego. Także osobiście nie zgadzam się z oceną :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Super album! Recenzent się nie zna...

    OdpowiedzUsuń
  6. Super album! Recenzent się nie zna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam takie komentarze. To że komuś się coś nie podoba to się nie zna? Album jest bardziej filmowy, brzmi jak ścieżka do filmu s-f, a mniej jest w tym metalu i energii z debiutu. Luca przyzwyczaił nas do nieco innego grania. Zdanie będą podzielone. Może do kogoś trafia ten album, bo zawsze się ktoś taki znajdzie. Tak samo album ma swoje plusy, ale też minusy. Do mnie do końca nie przemówił i tyle. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Aaaa i dlatego album jest be, bo Luca zrobił coś nowego niż to, stare Rhapsody? Kolejny, który chce by zespół grał na jedno i to samo kopyto...

      Usuń
    3. Już zrobił coś nowego na poprzednim albumie tracąc ducha tego co robił do tej pory i o to chodzi, by nie stracić swojego charakteru, by nie zatracić swojej tożsamości. Jakby album był ble, to by dostał 1/10 :P Tak więc to nie jest tak, że album jest zły i nie da się go słuchać. Po prostu to już nie jest to. Zrozumiałe ze są tam gdzieś osoby którym się to podoba i szanuje to. Każdy ma swój gust :D

      Usuń