Dotychczasowe dzieła niemieckiej formacji Torian nie robiły na mnie większego wrażenia. Zawsze ta grupa była wrzucona do wora z innymi kapelami o których można zapomnieć. Tak zleciało 16 lat zespołowi i przez ten czas nagrali 4 albumy. Świata nie zwojowali, ale z pewnością pokazali że chcą dalej grać melodyjny heavy/power metal. Panowie nie kryją zamiłowania do takich kapel jak Helloween, Iron Maiden, czy Blind Guardian. W tym roku światło dzienne ujrzał "God of Storms", który zaskakuje przede wszystkim aranżacjami, ciekawymi partiami gitarowymi i taką pozytywną energią. W muzyce jaką prezentują panowie nie ma nic oryginalnego, ale w przypadku "God of Storms" można mówić o dojrzałości i świeżości. Band wzbija się na wyżyny swoich możliwości. "Evil vs Evil" to energiczny kawałek, z mocny riffem i z pazurem. Chwytliwy refren brzmi jak wypisz wymaluj Orden Ogan. Brzmi to naprawdę obiecującą i chce się odkrywać pozostałe elementy nowej płyty. Gitarzyści swoje umiejętności w pełni ukazują w rozpędzonym "Far from midian sky". Carl i Alexander znakomicie rozumieją się, dlatego nie brakuje szybkich motywów, jak też i bardziej podniosłe. Jest urozmaicenie, tak więc nie można narzekać na nudę. Marszowy i bardziej zadziorny "Saint of the fallen" to również ciekawy utwór. Band najlepiej wypada bez wątpienia w szybkich kawałkach typu "Crimson born" czy "Blackened Souls". Całość zamyka epicki i rozbudowany "A glorious downfall", który idealnie podsumowuje "God of storms". Nie jest to album idealny, bez skazy, ale całościowo wypada to bardzo dobrze. Mamy mocne riffy, kilka bardziej rozbudowanych utworów. Materiał jest dopracowany i miły w odsłuchu, dlatego warto sięgnąć po nowe dzieło Torian.
Ocena:7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz