sobota, 10 listopada 2018

FIFTH ANGEL - The Third Secret (2018)


Dawno, dawno temu w miejscowości bellevue powstała jedna z najciekawszych kapel amerykańskich grających power metal. W latach 80 nagrali dwa bardzo udane albumy i mieli swoje grono fanów. Szybko jednak band zniknął i na kilka lat była cisza. Powrócili w 2010 w ramach koncertu na Keep it true Festival i potem w 2017 r z podobnym celem. Jednak tym razem panowie postanowili zrobić z tego prawdziwe wydarzenie muzyczny. Powrócili na dobre, a efektem tego jest trzeci album w ich karierze zatytułowane "The Third secret", który nawiązuje do trzeciej tajemnicy fatimskiej.

Jest to o tyle wielkie wydarzenie, bowiem przyszło czekać fanom 29 lat na nowy album, a apetyt zaostrzył fakt, że mamy praktycznie klasyczny skład. Czy warto wracać po latach, gdzie rynek muzyczny jest już nieco inny? Mamy wiele różnych odmian metalu, co raz więcej różnych udziwnień i nowoczesnych rozwiązań. Jak odnajdzie się w tym band, który swoje lata świetności miał w latach 80 i do tego dawno nie grali. Do tego obawy, że powroty starych kapel kończą się z różnym skutkiem. Obawy każdy miał i jak się okazuje nie potrzebnie.

"The third secret" to niezwykle udana, dojrzała płyta doświadczonych muzyków, którzy pamiętają bardzo dobrze lata 80, ale też potrafią brzmieć świeżo i nowocześnie. Płyta zaskakuje mocny, ostrym brzmieniem, dobrze wyważeniem między klasycznym brzmieniem z lat 80 oraz nowoczesnością agresją. Brzmi to mocarnie. Sama stylistyka nie wiele się zmieniła, choć band nie stara się grać szybko, agresywnie i nacierając cały czas w power metalowym stylu. Materiał jest bardziej urozmaicony i mamy tutaj dużo patentów z lat 80, mamy coś z NWOBHM, jest amerykański, nawet momentami true heavy metal, czy też hard rock. Jest też oczywiście i power metal, jako ten główny składnik.

Sukces tej płyty leży w 4 znakomitych muzykach. Ken Mary doświadczony perkusista, którego znamy z Flotsam and jetsam. To on nadaje całości odpowiedniej dynamiki i mocy. Z kolei Ed i Kendall zadbali o warstwę instrumentalną. Ich partie gitarowe zagrane są z głową i zarazem finezją. Dzieje się sporo i nie ma mowy o monotonni. Mamy urozmaicone partie i znajdą się stonowane riffy jak i te bardzo szybkie. Jest agresja, melodyjność i hołd dla lat 80. Ta praca po prostu zachwyca. Kendall spełnia się też w roli wokalisty i jego wokal jest dopełnieniem całości. Każdy z tych panów odegrał znaczącą rolę.

Zawartość to 10 kawałków, które zabierają nas do amerykańskiego power metalu i to na wysokim poziomie. "Stars Are Falling" porywa mocnym riffem i przebojowością, lecz jego lekkość, chwytliwość która przejawia się w refrenie od razu daje nam sygnał" Hej ludziska wróciliśmy i pamiętamy swoją przeszłość i lata 80". Brzmi to obłędnie. Owe hard rockowe oblicze bandu objawia się w zadziornym i rytmicznym "We will rise" i tutaj Kendall swoją manierą mocno przypomina Ronniego James Dio. Mroczny riff i marszowe tempo to atuty "Queen of Thieves", który jest jednym z najciekawszych kawałków na płycie. Finezyjność, a nawet neoklasyczność pojawia się w melodyjnym "Dust to Dust". Z kolei "Can you hear me" wprowadza nieco spokoju i romantycznego wydźwięku. Bardzo udany rockowy kawałek o balladowym zabarwieniu. W podobnym klimacie utrzymany jest "Fatima". Dużo amerykańskiego charakteru mamy w epickim "The Third Secret", a na koniec band zostawił nam prawdziwą power metalową petardę w postaci "Heart of Stone" i szkoda że mało jest na tej płycie takich petard.


Na takim album warto było czekać tyle lat. Doświadczenie i talent muzyków przedłożył się na jakość. Panowie nie zapomnieli o swoich korzeniach, o graniu metalu w latach 80 i wykorzystali to na swoją korzyść. Jedna  z najciekawszych płyt tego roku i panowie wrócili do biznesu w wielkim stylu. Brawo!

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz