sobota, 3 listopada 2018

DYNAZTY - Firesign (2018)

A co gdyby tak wymieszać zadziorny, przebojowy hard rocka w stylu Dokken z melodyjnym metalem rodem Unisonic i power metalu na miarę Avantasia czy Battle Beast? Dostajemy właśnie płytę w stylu "Firesign" szwedzkiego Dynazty. Ta kapela to doświadczona formacja, która ma na koncie 6 albumów i 11 lat działalności, co tylko dowodzi z jakim doświadczonym zespołem mamy do czynienia. Co więcej ten band to mistrz w nagrywaniu przebojowych i chwytliwych albumów, a mając na pokładzie Nilsa Molina w roli wokalisty, a także Roba i Mike'a pełniących funkcję gitarzystów można z działać wiele. "Firesign" która zadowoli każdego fana melodyjnego metalu, hard rocka czy power metalu. Jeśli fascynuje was twórczość Avantasia, Dokken, czy Battle beast to z pewnością porwie was najnowsze dokonanie szwedów. Ta płyta to coś więcej niż tylko kolejne dzieło Dynazty w dyskografii, to coś więcej niż typowe dzieło z muzyką z kręgu hard rocka/heavy/power metalu. To przede wszystkim płyta bardzo poukładana, urozmaicona i przepełniona przebojami. Do tego dochodzi zadziorne, mocne i czyste brzmienie, które podkreśla partie wokalne i gitarowe. Na płycie roi się od ciekawych melodii i wciągających motywów. Nie ma grania na siłę, a wręcz przeciwnie. Słychać miłość do muzyki i panowie zarażają tą swoją pozytywną energią. "Breathe with me" to jasny przekaz czego można się spodziewać po całości. Rasowy hit i mimo słodkiej melodii zachwyca swoją formą i wykonaniem. Ja tą szczerość i pomysłowość kupuje.  Mocniejsze uderzenie mamy w zadziornym "The Grey", który swoją przebojowością i stylem przypomina dokonania Avantasia. Jest też dużo power metalu co potwierdza chwytliwy "In the arms of a Devil", który jest jednym z największych przebojów na płycie. Co ciekawe sam refren przypomina mi "Storytime" Nightwish. Bardzo udany refren, który na długo zostaje w pamięci. W "My darkest hour" znów Nils zachwyca swoim wokalem, manierą, techniką i świetnie komponuje się z tym co dzieje się w sferze instrumentalnej. Nowocześnie wybrzmiewa tytułowy "Firesign", który przemyca kilka bardziej progresywnych patentów. Główna melodia, która napędza "Closing Doors" kipi komercyjnością i przypominają mi się  A-ha.  Warto zwrócić uwagę na agresywniejszy "Follow me" czy zadziorny "Starfall". Na takie płyty zawsze warto czekać.  Jest tutaj wszystko czego można sobie zażyczyć. Muzyka na najwyższym poziomie i nie ma miejsce tutaj na nudę i puste kawałki, które nic nie wnoszą. Płyta petarda i z miejsce wpisuje "Firesign" do grona najlepszych płyt roku 2018.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz