piątek, 24 stycznia 2025
LABYRINTH - In the Vanishing Echoes of Goodbye (2025)
To jak wielkim zespołem jest włoski Labyrinth to każdy fan power metalu oczywiście powinien wiedzieć. Zrobił sporo dla gatunku i pokazał piękno progresywnego power metalu. Od roku 1994 budował swoje imperium i pokazywał jak grać na wysokim poziomie. Kto by pomyślał, że band jest w stanie tak długo trzymać wysoką formę. Wydany w 2021r "Welcome to the Absurd Circus" pozamiatał mną i z miejsca stał się jednym z najważniejszych albumów owego roku. Płyta perfekcyjna i oddająca w pełni to co gra mi w duszy. Band pokazał, że można grać atrakcyjny, przebojowy i urozmaicony progresywny power metal. Nie sądziłem, że uda im się powtórzyć owy sukces, zwłaszcza że na nowy album przyszło nam czekać 4 lata. Warto było. "In the Vanishing Echoed of Goodbye" to kolejna perełka w dorobku włoskiego zespołu. Wypatrujcie daty 24 stycznia, bo właśnie wtedy Frontiers Records wyda to cudo!
Okładka jak zwykle miła dla oka i zapadające w pamięci. Lubię właśnie takie szaty graficzne, a samo brzmienie to już czysta perfekcja. Wszystko dzięki temu brzmi mocarnie i drapieżnie. Mocny skład, muzycy doświadczeni i obyci w metalowym światku. Mają opracowany styl i wiedzą jak podziałać na zmysły. Receptura się sprawdza, to nie ma sensu jej zmieniać. Znakomita kontynuacja tego co było na poprzedniej płycie. Za sukces odpowiada każdy z muzyków. Roberto Tiranti to spełniony wokalista, który może nam zaśpiewać wszystko. Jego głos pasuje do wszystkiego. Perfekcja i nic więcej nie można dodać w tej w kwestii. Kocham tego typu głosy. Oleg Smirnoff zapewnia progresywny klimat za sprawą partii klawiszowych. Matt Peruzzi jako perkusista nadaje całości odpowiedniego tempa i dynamiki. Dobrze znany jest też basista Mazzucconi, którego znamy z Archon Angel i też dokłada swoje 3 grosze. Jednak trzeba oddać, że gitarzyści Thorsen i Canterelli przenoszą nas do zupełnie innej rzeczywistości. Świat magii stoi otworem przed nami. Wystarczy przejść przez bramę. Świat pięknych melodii, gdzie nie ma miejsca na rutynę i oklepane melodie. Jest świeżość, urozmaicenie, rozmach i emocje, które towarzyszą nawet nam, kiedy gdzieś ta muzyka cichnie w głośnikach.
Mrok, nowoczesność, agresja, szybkość to atuty petardy "Welcome Twilight". Jaka energia bije z tego kawałka. Ta dbałość o detale, o jakość. To znak rozpoznawczy Labyrinth. Te chórki, ta ozdobniki to wszystko ma sens. Dalej mamy 7 minutowy "Accept The Changes" i te zmiany temp, przejścia są zrobione perfekcyjnie. To wciąż power metalowa jazda bez trzymanki. Można też odpłynąć w lżejszym, nieco rockowym "Out of place" i takich nastrojowych utworów jest tu pełno. Jest też miejsce na killery, a takim bez wątpienia jest "At the rainbows end" i taki power metal to ja kocham. Ostry riff w roli głównej, szybka sekcja rytmiczna, przepiękny wokal i znakomita praca gitar. Cudo! Jakoś Iron maiden wybrzmiewa w pierwszej fazie "The Right side of this world", który potem zaczyna skręcać w rejony Helloween czy Stratovarius. Przewodnia melodia, riff to istny majstersztyk i od razu skradła mi serce. Nastrojowy "The Healing" stawia na klimat, na wyszukane melodie i nieco rockowy wydźwięk. Wejście progresywnych partii klawiszowych w "Heading for nowhere" to tak naprawdę rozgrzewka przed prawdziwą jazdą bez trzymanki. Utwór momentami ociera się o thrash metal. Co za agresja, co za świeżość. Prawdziwa petarda i definicja power metalu. Jak dla mnie najlepszy kawałek na tej cudownej płycie. Zwalniamy w stonowanym "Mass Distraction", który przedstawia bardziej heavy metalowe oblicze. Rozbudowany i pełen smaczków "To the son that i never had" też pokazuje bardziej progresywne oblicze zespołu. Dużo dobrego się tutaj dzieje. Band zamyka album w wielkim stylu, bo przebojowym "Inhuman Race". Power metal pełną gębą i na takie perełki zawsze warto czekać. Jak oni to robią? Specjaliści od hitów i świetnych melodii.
Tak wiem, dopiero styczeń, ale już mamy przed sobą mocnego kandydata do płyty roku. Labyrinth znów to zrobił. Nagrał album bez błędny, który definiuje to co jest najpiękniejsze w progresywnym power metalu, ale też w pełni oddaje to co mi w duszy gra. Uwielbiam ich i warto było czekać te 4 lata na nową dawkę muzyki od tej znakomitej włoskiej formacji. Oby tak dalej!
Ocena: 10/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jestem po pierwszym odsłuchu i pod dużym wrażeniem kompozycji i wykonania, mimo faktu, że power metalu słucham okazjonalnie. Super, że po tylu latach od wydania Return to Heaven Denied ten band wciąż nie bierze jeńców 💯💯💯
OdpowiedzUsuń