sobota, 28 kwietnia 2012

SAVATAGE - Hall Of the Mountain King (1987)


Historia i dorobek amerykańskiego SAVATAGE, który został założony w 1982 roku. Zespół w dość szybko zyskał status kultowego. Dorobił się znaczącej ilości płyt, a ich pomysł na ich własny styl, na własną interpretację heavy metalu do dziś budzi podziw, zwłaszcza jeśli chodzi o mnie. Przez długi czas jakoś nie mogłem się wgryźć w ich dość specyficzny styl, który oczywiście do tradycyjnego metalu spod znaku BLACK SABBATH czy JUDAS PRIEST wtrącał motywy charakterystyczne dla muzyki poważnej, wtrącał motywy progresywny i ich ten dość oryginalny wydźwięk w połączeniu z dość mrocznym i jedynym w swoim rodzaju wokalem Jona Olivii sprawiły, że ich muzyka zawsze była dla mnie zakazanym owocem, czymś poza zasięgiem. Obecnie czuje się osobą nawróconą, bo w końcu znajomy ( Kornel 13 dziękuje za podesłanie właściwego albumu który mnie przekonał do tego zespołu) polecił album tej formacji, który przez wielu uważany jest za jedno z ich największych osiągnięć, przełomowy, album, który ukazuje zespół w szczytowej formie, album który zamyka pewien okres zespołu. Album który świetnie odzwierciedla owe zagłębienie się zespołu w tematyce muzyki poważnej i progresywnej. O jakim albumie mowa? „Hail Of The Mountain King”. Płyta o niezwykłym klimacie, z niezwykła głębią. Wydawnictwo które ukazuje to co najlepsze w tej formacji, pokazując ich fascynację zarówno tradycyjnym heavy metal jak i muzyką poważną, czy też progresywną. Jest to bez wątpienia dzieło nadzwyczajne, które intryguje swoimi pokręconymi, połamanymi melodiami, złożonymi motywami świętej pamięci Crissa Olivy który oczywiście stawia na ciężar, nieco pokręcone motywy ocierające się o progresywność, czy też popisy shredowe i ten aspekt jest tutaj imponujący, oryginalny, perfekcyjny, zresztą podobne odczucia co do wokalu Johna Olivy, który na tym albumie brzmi magicznie. On się po prostu dobrze bawi swoim wokalem i jest szeroki wachlarz w tym aspekcie. A to śpiewa do wolnych, klimatycznych utworów i nie szczędzi sobie pisków utrzymanych w wysokich rejestrach. Świetny przykład, jak można budować klimat w oparciu o intrygujący, specyficzny wokal. Do tego dopasowane, mocne, nieco przybrudzone brzmienie i mamy znakomity kąsek.

Co mnie powstrzymuje przed nazwaniem tego albumu arcydzieła, to bez wątpienia dość niezbyt łatwy odbiór muzyki SAVATAGE, ale zdaję sobie z tego sprawę, że taki ich jest styl i że nie grają oni prostego heavy metalu i to słychać że ambicja gra pierwsze skrzypce. To też w aspekcie materiału czuje pewien niedosyt, jednak nie mogę też tutaj narzekać, bo album brzmi naprawdę bardzo dobrze, czego dowodem są kompozycje umieszczone na krążku. Otwarcie „24 hrs Ago” jest strzałem w dziesiątkę. Stonowane, ponure tempo, ostry, dziki i toporny riff tworzą specyficzny klimat i odzwierciedlają ten oryginalny styl zespołu, który nie da się pomylić z innym. Świetny motyw gitarowy, zapadający refren i niezwykłe popisy wokalne i gitarowe. Czysta perfekcja. SAVATAGE jak mało kto potrafi urozmaicić swoją muzykę, materiał, kompozycję i świetnie tą cechę oddaje „Beyond The Doors Of The Dark” który znów jest mrocznym i ciężkim kawałkiem nasuwającym działalność METAL CHURCH. Ale samo wejście balladowe z klimatycznym riffem jest tutaj świetnym rozwiązaniem. Kolejny mocny punkt albumu gdzie znów jest intrygujący refren i te charakterystyczne piski wokalisty. Niedosyt czuję w nieco topornym „Legions” gdzie motyw nieco mało porywający jest i właściwie zostaje na otarcie łez, chwytliwy refren i melodyjne, rozbudowane solówki. Zespół świetnie sobie radzi w łagodniejszych, nieco hard rockowych klimatach co świetnie słychać w klimatycznym „Strange Wings”. Nawiązanie do muzyki poważnej oczywiście mamy w „Prelude To Madness” gdzie jest oczywiście odesłanie do „In The Hall Of The Mountain King” Edwarda Griega. Jest też użycie patentów symfonicznych i ten 3 minutowy instrumental to jeden z ciekawszych instrumentalnych kompozycji w dziejach heavy metalu, prawdziwy majstersztyk. Taka rozgrzewka oczywiście tylko przed jednym z najlepszych kawałków na płycie, czyli tytułowym „Hall In The Mountain King” i jest to jeden z najbardziej znaczących kawałków w historii metalu, który świetnie oddaje styl SAVATAGE i też jest świetnym przykładem co oznacza heavy metal. Ciężko to opisać w słowach, jakie wrażenie na mnie zrobił ten kawałek. Sam motyw, refren i opisy braci Olivy rzucają na kolana. Tego trzeba po prostu posłuchać. „Price You Pay” to jeszcze inny kaliber hita, gdzie jest lekkość, przebojowość, gdzie znów gdzieś tam w tle dobija się hard rock, ale jest to miłe ubarwienie owego albumu. Dobrze wypadło urozmaicenie kawałka poprzez wokale w niskich i wysokich rejestrach, a także nieco rockowy wydźwięk w partiach gitarowych. Kolejnym utworem, który odzwierciedla fakt urozmaicenia oraz to że SAVATAGE to jeden z tych najlepszych metalowych zespołów jest bez wątpienia speed/ power metalowy „White Witch” który prezentuje prostszy styl, mnie pokręcony, nieco radośniejszy i jest to bardziej przystępny SAVATAGE i jest to dobry kawałek na rozpoczęcie przygody z tym zespołem. Całość zamyka „Devastation” który również prezentuje łatwiejszy metal w wykonaniu SAVATAGE i nie ma tutaj aż takie urozmaicenia, a może to i dobrze?

„Hail Of The Mountain King” to jak dla mnie prawie perfekcyjny album, który otworzył mi oczy na twórczość tego zespołu. Album na pewno znaczący dla samego zespołu jak i muzyki heavy metalowej. Świetne umiejętności muzyków, które nie wymagają dłuższego rozpisywania, mocne, nieco brudne brzmienie, które również odgrywa znaczącą rolę w tworzeniu mrocznego klimatu. Do tego dochodzi równy, urozmaicony materiał, a także ubarwienie własnego stylu przez nawiązanie do muzyki poważnej czy też progresywnej. Ten album też dowodzi że tak jak grał SAVATAGE to nie grał nikt, wykreowali swój własny specyficzny styl, które świetnie pokazuje że heavy metal też może być bardzo ambitną muzyką.

Ocena: 9/10

2 komentarze:

  1. A może by tak Jon Oliva's Pain ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie najlepszy ich krążek! Prawdziwa perła. W ogóle uwielbiam twórczość zespołu z lat 80-tych. Niestety późniejsze, bardziej teatralne albumy, nie trafiały do mnie szczególnie. „Hail Of The Mountain King” to album, który powinien poznać każdy, kto lubuje się w klasycznym heavy.

    OdpowiedzUsuń