piątek, 25 stycznia 2013

BLACK MAJESTY - Silent Company (2005)


Udając się w podróż muzyczną po kontynencie Australii nie tak łatwo jest znaleźć ogromną liczbę ciekawych zespołów z pogranicza heavy/power metalu, jednak co do tego kto jest najlepszy w tej dziedzinie nie ma wątpliwości. Od roku 2003 kiedy wydali swój debiutancki album „Sands Of Time” wpisali się do historii tego gatunku, stając się gwiazdą. Gwiazdą, która wydawała kolejne albumy i tylko umacniała swoją pozycję. Na czym polega fenomen zespołu? Na czym polega ich sztuczka? Dlaczego zespół tak intryguje? Każde pytanie ma znaczenie, przynajmniej dla zrozumienia dlaczego ten zespół często jest określanym mianem najlepszego. A mówiąc o najlepszych, to ich najlepszym albumem jest dla mnie nieustannie „Silent Company”. Jest to jedno z tych wydawnictw, które udowadnia, że można wykorzystać znane patenty do wyższych celów, do stworzenia własnego stylu, do osiągnięcia muzyki na wysokim poziomie. Co znajdziemy na albumie? Jakie cechy go wyróżniają ? Na jakie utwory warto zwrócić uwagę?

BLACK MAJESTY to kapela, która została założona w 2001 roku i zyskała zainteresowanie słuchaczy dzięki swojemu stylowi, dzięki swojej muzyce, która mimo oparciu na znanych patentach wnosiła powiew świeżości do gatunku melodyjnego heavy metalu i power metalu. Fenomen tej kapeli polega na tym, że swój styl jest na bezdrożu europejskiego power metalu w stylu HELLOWEEN, czy heavy metalu typu IRON MAIDEN, a tym co preferują kapele z Stanów Zjednoczonych. Choć swój styl opierają na znanych patentach, to jednak nie ma mowy o kolejnym klonie IRON MAIDEN. Dlaczego? Bo ta kapela bierze to co najlepsze z stylów obu kontynentów i dodaje sporo od siebie. Muzyka tego zespołu, głównie utrzymana jest w średnim tempie i tak było na debiucie i na „Silent Company”. Z USA można wychwycić podniosłość, epicki wymiar, ta powaga i melancholia, którą daje osobie znać w klimacie, który tu jest kreowany przez muzyków, a także przez ciepłe, takie głębokie brzmienie, które jest krystaliczne czyste i pełne magii, z kolei konstrukcja melodii, sekcji rytmicznej to już zaczerpnięcie z europejskich kapel. Jednak kapela daje sporo od siebie, bo przecież miesza style z dwóch kontynentów, miesza heavy metal z power metalem i progresywnością, stawia na magię, świeżość, perfekcyjne wykonanie. „Silent Company” to dzieło w którym nie sposób oderwać się od wyczynów muzyków, od ciepłego, czystego wokalu Johna Carveliego, który techniką i manierą przypomina trochę Dickinsona i trochę Kiske, czyli dwóch znaczących wokalistów w heavy/power metalu i John niczym im nie ustępuje. Jest bardzo przekonujący, dobrze wyszkolony techniczne, a poszczególne frazy wyśpiewywane przez niego są tchnięte magią i niezwykłym klimatem. To dzieło całego zespołu, tak więc nie można zapomnieć o świetnej pracy sekcji rytmicznej, które odpowiada za dynamikę, czy zróżnicowanie, a także wyczynów dwóch gitarzystów, którzy lekką przepływają między poszczególnymi melodiami, którzy potrafią stworzyć magiczny świat za sprawą swoich partii. Uświadczymy właściwie full service, bo są i szybkie riffy, są finezyjne solówki, progresywne motywy, ostre, drapieżne riffy, ostrzejszy, mroczniejszy wydźwięk, czy stonowanie i balladowy charakter. Nie da się nudzić przy takim zróżnicowaniu i przy takim poziomie wykonania i zagrania poszczególnych partii. Kompozycje to obok muzyków, stylu, dobrze wyważonego brzmienia, czy też miłej dla oka, klimatycznej okładki kolejny istotny atut tego wydawnictwa i dowód na to że mamy do czynienia z materiałem z górnej półki. Wiemy już że kompozycje są urozmaicone i utrzymane w heavy/power metalowej formule, jednak warto wspomnieć o tym, że dominują tutaj kompozycje długie, rozbudowane i w dodatku z takim wzbogaceniem melodyjnym za sprawą klawiszy, które tworzą tajemniczy, nieco mroczniejszy, poważniejszy klimat, który jest nieodzownym elementem układanki BLACK MAJESTY.

Jak kupić słuchacza od pierwszych dźwięków? Najlepiej mocnym otwieraczem, a „Dragon Reborn” z pewnością takowym jest. Jest tutaj oczywiście IRON MAIDEN, który daje o sobie znać w sferze sekcji rytmicznej, a także w melodyjności, natomiast praca gitar, tempo momentami nasuwa HAMMERFALL. Połączenie mogłoby się wydawać niemożliwe, a jednak bardzo udane. Drugim kolosem na tym albumie jest „A Better Way To Die”, który jest przesiąknięty IRON MAIDEN, ale ten kawałek jest pełen niespodzianek i sporo tutaj innych wpływów, w tym amerykańskich. Zgrabny kolos, w średnim tempie, z dużym zapasem epickości. HELLOWEEN z najlepszych lat i nieco IRON MAIDEN spotyka się w melodyjnym, przebojowym „Silent Company”, który jest jednym z najlepszych utworów jakie słyszałem w swoim życiu. Wiem utwór prosty, taki dość lekki, przebojowy i pełen odesłań, ale jest wyborny i zapadający na długo w pamięci. Nieco słabiej wypada ballada, przesiąknięta bardowym klimatem rodem z BLIND GUARDIAN i „Six Rebborns” gdzie słychać gościa Susie Gritchan to utwór, który jakoś nie pasuje do reszty. W power metalowej formule utrzymany jest „Firestorm” i tutaj słychać Wielką Brytanie czyli IRON MAIDEN, a także włoską , francuską czy też niemiecką scenę. Jest też i ciężar co słychać w „New Horizons”, mroczny, melodyjny metal w „Darkened Room” gdzie jest elegancja, wtrącenie akustycznej gitary i świetne balansowanie między melodyjnością i lekkością. Szybkość, power metal uświadczymy oczywiście w takich petardach jak „Never Surrender” czy „Visionary”.

„Silent Company” to najlepszy album tej formacji, który pokazuje że można grać pod styl IRON MAIDEN, wykorzystywać podobne patenty i jednocześnie zaskakiwać słuchacza, dostarczając sporo świeżości, wykorzystując i piętnując to co żelazna dziewica nie piętnuje. BLACK MAJESTY to najlepszy zespół z Krainy Kangurów, to zespół który wpisał się do historii melodyjnego metalu/power metalu, to kapela która nagrała dwa świetne albumy i do dziś sprawnie funkcjonuje i trzyma równie wysoki poziom. Jeden z tych zespołów, które trzeba znać. Gorąco polecam! Mistrz w swojej kategorii.

Ocena: 9.5/10

1 komentarz: