Wszędzie pełno ostatnio
Pieta Sielcka . Jak nie wspomaganie Paragon, to Stormwarrior, a to
inne obowiązki związane z zajmowaniem się miksami płyt i
masteringiem. A teraz dochodzi jeszcze nowy album Iron Savior, czyli
macierzystej kapeli Pieta. Z Iron Savior jest tak, że od lat trzyma
poziom i nawet kiedy nagra jakiś słabszy album pokroju „Dark
Assault” to wciąż jest to kawał porządnego grania utrzymanego w
stylu heavy/power metal. „Rise Of The Hero” to właściwie nic
innego jak swoista kontynuacja „The Landing”, który był
wg mnie dobry, nawet bardzo dobry, ale brakowało mu ikry i tego
czegoś co miały stare albumy. Czy „Rise Of The Hero” to powrót
do korzeni? Czy Żelazny zbawca powrócił w glorii i chwale?
Nieustannie odnoszę
wrażenie, że nowy album jest znacznie lepszy niż taki „The
Landing”. Jako całość sprawia wrażenie bardziej poukładanego
albumu niż „Megatropolis” i nie brakuje przebojów jak za
czasów „Condition Red”. To co mi przeszkadzało na
ostatniej płycie to zbyt duża dominacja średniego tempa i tutaj ta
wada została skorygowana. „Rise Of The Hero” jest bardziej
dynamicznym albumem i słychać przez to nawiązania do pierwszych
płyt, gdzie był Kai Hansen na pokładzie. To jest akurat spory plus
względem „The Landing”. Brzmienie może i soczyste i bez skazy,
ale jakieś takie inne niż te z pierwszych płyt. Brakuje mi też
takich ciekawych pojedynków na gitary jak z pierwszych płyt.
Nie mówię że ich brak, ale jest ich za mało. Wróćmy
do plusów. Piet tutaj jest w szczytowej formie wokalnej i jest
pod wrażeniem tego co wyprawia na tym krążku. Już „Last
Hero” to udany otwieracz i pokazuje że Iron Savior potrafi
tworzyć jeszcze ciekawe motywy, potrafi umieścić w swojej muzyce
elementy Judas Priest. Ostry riff, chwytliwy refren i duża dawka
energii i ciekawych popisów gitarowych duetu Sielck/ Kustner.
W przypadku nowego krążka ta współpraca między nimi brzmi
znaczniej ciekawej. Na „The Landing” brakowało takich
przyspieszeń jak choćby to w „Revenge Of The bride”.
To jest właśnie Iron savior jaki kocham i dobrze słyszeć, że nie
kombinują ze swoim stylem. Piet Sielck to nie tylko dobry
gitarzysta, dobry wokalista i producent, ale też znakomity
kompozytor. Potrafi stworzyć urozmaicony materiał, nie ma problemów
z hitami, ani też z takimi energicznymi kawałkami jak „From
Far Beyond Time”. Iron Savior to zawsze był dla mnie
bliźniak Gamma Ray i znakomicie słychać podobieństwo między tymi
zespołami w takim melodyjnym „Burning Heart”.Jeden
z najlepszych utworów Iron Savior ostatnich lat i nic dziwnego
że ten utwór promował album. Docieramy szybko do połowy
płyty i co ciekawe „Thunder from the Mountains” to
prawdziwa petarda. Pierwsze takie zwolnienie tempa uświadczymy w
„Iron Warrior”, który pokazuje toporny
wymiar muzyki Judas Priest. Wolniejszy i nieco mroczniejszy jest
„Dragonking”, ale dalej pozostajemy w muzyce Iron
Savior, bowiem nie pierwszy raz w ich historii pojawia się taki
rytmiczny, stonowany kawałek. Ciekawie wypada też „The
Demon” w którym pojawia się coś z ballady, ale sam
utwór ma mocny wydźwięk. Bardzo spodobał mi się cover
„Dance With Somebody” z repertuaru Mando Diao. Ot
co taki melodyjny kawałek, przy którym można się dobrze
bawić. Całość zaś zamyka szybki i bez kompromisowy „Fistraiser”
który pokazuje co to znaczy power metal.
Iron Savior to nie
zawodna niemiecka machina, która dostarcza nam fanom
prawdziwej heavy/power metalowej uczty od kilku lat. „Rise Of The
Hero” to potwierdzenie jak w znakomitej formie jest Iron Savior.
Może nie jest to drugi „Unification” czy „Battering Ram”,
ale płyta jakże udana w stosunku np. do „Dark Assaualt” czy
„The Landing”. Miło usłyszeć tyle szybkich kawałków na
jednej płycie Iron Savior. Gorąco polecam!
Ocena: 8.5/10
Już się nie moge doczekać aż album będzie dostępny w Spotify
OdpowiedzUsuńit seems a hell of an album
OdpowiedzUsuń