sobota, 4 października 2014

VANISHING POINT - Fantasy of Future (1987)

Znikający punkt to dobra nazwa, wręcz adekwatna do kapeli, która nie zagościła długo na scenie metalowej, która znikła niczym punkt. Vanishing Pont to japoński zespół, który zdecydował się grać melodyjny heavy metal, z domieszką hard rocka. Za czasów swojej działalności udało im się nagrać debiutancki album „Twilight Zone” oraz mini album„Fantasy of Future”. To właśnie ten mini album był pierwszym krokiem w stronę zdobycia fanów. Płyta ukazał się w 1987r. czyli w okresie w którym pojawiło się wiele znakomitych albumów. Mimo tego warto zwrócić uwagę na Vanishing Point i „Fantasy of Future”.

Słuchając tej płyty można odnieść wrażenie, że kapela inspirowała się Rainbow, Uriah Heep, czy też Eletric light Orchestra. Nie brakuje klawiszy, kosmicznej otoczki, czy też w końcu bardziej wyszukanych melodii. Jest w tym wszystkim nutka hard rocka ale też i progresywnego metalu. Wyjątkowy styl, który przypasował do wokalu Rei. Spokojny, lekki i rockowy wokal, który nadał całości przyjemnego, ciepłego wydźwięku. Dobrze to ukazuje „Vanishing Point”. Lekki rockowy, ale też bardzo melodyjny kawałek, który wydobywa to co najlepsze z Rei. Ktoś powie, że takich kapel było pełno, ale mało kto tak znakomicie tworzył kosmiczny, futurystyczny klimat. Otwierający „Fantasy of future” interpretuje styl zespołu najlepiej. Te klawisze ocierające się o Jarre'a czy Marka Bilińskiego znakomicie współgrają z tym co wygrywa gitarzysta Mr. Shinji. Stara się nadać kompozycjom rockowe, finezyjnego charakteru, ocierając się o neoklasycyzm co wychodzi mu całkiem dobrze. Energiczny „End of Summer” to tylko przedsmak tego co nas czeka. Zespół stara się nas zaskoczyć świeżością i wychodzi im ta sztuka, bo taki „Kansahimi No Naka De” zaskakuje. Podobają mi się zwłaszcza odesłania do twórczości Ritchiego Blackmore'a, które słychać w „Change Myself” czy w przebojowym „Street Driver”.

Muzyce nie zawiedli, ciekawy styl zrobił swoje, ale kiepska promocja, brak siły przebicia i niskiej jakości brzmienie pogrzebało ten potencjał jaki drzemał w Vanishing Point i tak o to kolejna ciekawa kapela znikła w sferze nicości. Mini album trwa 36 minut, więc można go potraktować jak debiut, który jest jakże udany.

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz