sobota, 4 października 2014

HELLION - Karma's a Bitch EP (2014)

Wiele kapel, które były znane w latach 80 stara się powrócić i przypomnieć o sobie swoim fanom. Takie powroty mogą być niebezpieczne, ponieważ nie tak łatwo jest nawiązać do dawnych lat, poza tym nie tak łatwo jest nagrać godny uwagi materiał. Drugiej młodości poszukała też Ann Boleyn, czyli ikona amerykańskiego heavy/speed metalu i jedna z najbardziej znanych wokalistek heavy metalowych. Oczywiście dała się nam poznać za sprawą kapeli o nazwie Hellion. Pamiętny debiut „Screams in the Night” po dzień dzisiejszy zachwyca i jest to klasyka gatunku. Helion powrócił, choć to już inny zespół, to jednak wciąż jest Ann na wokalu i w sumie więcej do szczęścia nie trzeba. Póki co Hellion wydał mini album zatytułowany „Karmas a Bitch”.

Na pełen album przyjdzie jeszcze czas, ale to jest już mały krok, który zbliża nas do tego wydarzenia. Celem było sprawdzenie jaka będzie reakcja fanów, słuchaczy na powrót Hellion po tylu latach, w końcu ostatni ich album „Will Not Go Quietly” ukazał się w 2003 roku. Zespół może być spokojny, bo nowy materiał przypomina ten z debiutu, bowiem jest mieszanka heavy/speed metalu, a także hard rocka. Słychać szkołę Accept, Warlock czy Judas Priest, tak więc czuć klimat lat 80. Najważniejsze, że jest to dalej Hellion, taki jaki był w latach 80, wciąż mogący wiele, wciąż grający na poziomie. Ann wciąż brzmi znakomicie pomimo takiego upływu czasu i to jest klasa sama w sobie. Udało się uzyskać odpowiednie brzmienie płyty, które przypomina nam lata 80, spora też w tym zasługa Wrighta i Warrena, którzy grali z samym Dio. Wpływy Ronniego i jego działalności też bardzo mocno dają o sobie znać w muzyce Hellion. Wystarczy zapuścić szybszy „Watch The City Burn”, który ma klimat „Last in Line”. Dobre tempo, chwytliwy motyw i duża dawka energii. Przypominają się stare dobre czasy i tutaj bardzo miło mnie zaskoczył gitarzysta Maxwell Carlisle, którego znam z solowej kariery. Zawsze widziałem w nim tylko solidnego muzyka, który niczym się nie wyróżnia. Teraz można dostrzec, że ma swój styl i potrafi grać. To właśnie dzięki jego grze taki „Hell Has no Fury” brzmi tak znakomicie. Ten utwór utrzymany w średnim tempie ukazuje przede wszystkim przebojowe oblicze kapeli. Płyta trzyma w napięciu i to już właściwie od samego początku. Spokojne wejście „Betrayer” przypominające dokonania Metaliki jest tutaj bardzo tajemnicze i zaskakujące. Pojawiają się wątpliwości co do dalszej części. Szybko zostają one rozwiane i to się nazywa mocne uderzenie na samym wstępie. Tytułowy „Karma's a Bitch” przypomina posępny „Shades of Death” Accept i to potwierdza że w wolniejszym tempie Hellion też sobie radzi całkiem dobrze. Wokal Ann wpasowuje się tutaj idealnie w ten mroczny klimat. Na koniec podsumowanie w postaci „Rockin Till The end” , które podkreśla formę Hellion, znakomity materiał, który dobrze zapowiada przyszły pełnometrażowy album, a przede wszystkim fakt, że Hellion powrócił.

To już inne czasy, to już inni muzycy, ale Hellion wciąż jest sobą. Niby mamy rok 2014, a Hellion brzmi jakby żył wciąż latami 80, jakby nie liczyło się to co jest popularne, tylko co gra im w sercach. Szczery, bardzo chwytliwy heavy/speed metal skonstruowany przez doświadczonych muzyków dla prawdziwych koneserów starych kapel i dla tych co stęsknili się za Hellionem. Witamy z powrotem.

Ocena: 8/10

P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz