sobota, 18 października 2014

EXODUS - Blood in Blood Out (2014)

Dawno już żadna płyta thrash metalowa nie była tak wyczekiwana i tak promowana jak nowy album doświadczonej kapeli Exodus. „Blood In Blood Out” nie tylko przyciąga uwagę za sprawą klimatycznej okładki i listą gości w postaci Kirka Hammmeta czy Chucka Billy'ego. Wielkie nazwiska w wielkim zespole to już działa jak magnez, to co dopiero pomyśleć o fakcie, że na płycie mamy Steve'a „Zetra” Souza na wokalu. Powrót wokalisty, który kojarzy się z bardziej klasycznymi albumami zespołu stało się faktem i dla jednych był to zły omen, a dla drugich nadzieja na w końcu ciekawszy materiał ze strony amerykanów. Dawno nie wydali nic o czym można by dyskutować całymi dniami. Brakowało może nie tyle energii co dobrych pomysłów na materiał, brakowało ikry i weny. Nowy album jest z pewnością ciekawszym dziełem. To co nam zespół oferuje na nowej płycie to agresywne granie przesiąknięte może i wtórnością i utartym schematem. Jednak to jest właśnie ten Exodus, który znam i lubię. Co można płycie zarzucić to, że bywa momentami nieco monotonna i przewidywalna. Zespół nie bawi się tutaj w urozmaicenie. Rzadko kiedy sięga po jakiś inny patent. Wyróżnić marszowy, bardziej heavy metalowy „Btk” z Chuckym Billym, który odstaję pod względem wykonania i stylu. Utwór ma nieco z progresywnego grania, ale z pewnością jest to ciekawy kawałek. „Blood in Blood Out” na tle poprzednich wydawnictw wyróżnia się melodyjnością i większą przebojowością, co potwierdza przede wszystkim tytułowy utwór czy „Wrapped in The Arms of Rage”, które oddają to co najlepsze w thrash metalu i potwierdzają formę Exodus. Soczyste brzmienie i zadbanie o każdy szczegół w sferze brzmienia to żadna nowość, ale nowy album tutaj wypada wręcz wzorowo. Nasuwa się od razu „Ironbound”Overkill i te skojarzenia są nawet przy klimatycznym otwieraczu „Black 13”. Na pewno wielu porównuje Dukesa i Souzem, co jest normalnym zachowanie. Souza śpiewa bardziej technicznie i bardziej pasuje do muzyki Exodus, a to że nie jest może w szczytowej formie to już inna kwestia. Z pewnością Souza odwala tutaj kawał dobrej roboty. To właśnie dzięki niemu taki „Colleteral Damage” jest agresywny i energiczny, a to z kolei sprawia że utwór zapada w pamięci. Oczywiście są też momenty jak choćby „Salt The wound” z Kirkiem, które nie robią większego wrażenia. Ot co solidne granie bez fajerwerków. Gdyby cały album był zróżnicowany i emocjonujący jak „Body Harvest” to wtedy zdania fanów nie byłyby tak podzielone. Ogólnie udany album, ale niedosyt pozostaje.

Ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Dobrze jest skopali mi dupsko po raz kolejny , w sumie właśnie tego od nich oczekiwałem \m/.

    OdpowiedzUsuń