niedziela, 22 marca 2015

KALEDON - Antillius: The King of the Light (2014)

O włoskim Kaledon można mówić jak o bliźniaku Rhapsody of Fire. Łączy ich całkiem sporo. Pochodzą z Włoch, działają od końca lat 90 i grają symfoniczny power metal. Dodatkowym atutem jest fakt, że też tworzą albumy koncepcyjne osadzone w klimatach fantasy. Kaledon też może się pochwalić bogatą dyskografię, w końcu nagrali 8 albumów, a ostatni „Antillius: the King of The Light” to jeden z ich najlepszych wydawnictw.

Pomijam to, że zespół tak jak zawsze dba o bogate aranżacje, że stawia na epicki wydźwięk, że musi mieć koncepcyjną historię, że wszystko musi stanowić spójną całość. Odnoszę wrażenie, że Włoski band po raz pierwszy nagrał tak dojrzały materiał. „Artillus” to dzieło, które w przeciwieństwie do poprzednich wydawnictw cechuje się jakby większą przebojowością, więcej tutaj power metalu i atrakcyjnych motywów, które zachwycają świeżością i pomysłowością. Może to być dziwne, ale pierwszy raz jestem w pełni zadowolony z tego co stworzył Kaledon. Nie bali się zagrać agresywniej, co słychać w ostrzejszym „The Calm Before The Storm”. Gitarzyści odwalają tutaj kawał dobre roboty. Czuć, że jest to power metal i to wysokiej klasy. Klawisze nie zagłuszają pracy gitary i pełnią rolę ozdobnika. Choć często to one właśnie budują napięcie i podkreślają melodyjny charakter. Jest energia i moc, czego mi brakowało na ostatnich płytach Kaledon, a przynajmniej nie mogłem trafić na takiego killera jak choćby „Friends will Be Enemies” .Nie brakuje ciekawych riffów co słychać po takim „New Glory for The Kingdom” i aż miło posłuchać takiej pracy gitar, gdzie jest finezja, lekkość i przebojowość. Dodatkowym plusem jest to, że brzmi to jak miks Gamma ray i Rhapsody. Melodyjny i nieco słodszy „The Party” porywa radosnym wydźwiękiem i patentami rodem z Dreamtale czy Freedom Call. Zespół nieźle przyspiesza w „The Envil Conquest” ocierając się o tempo Dragonforce. Im dalej w las tym ciekawiej i pojawiają się bardziej urozmaicone kawałki. Jednym z takim ciekawszych jest bez wątpienia rycerski „Light After Darkness” i to jest przykład, że wciąż można grać oklepany melodyjny power metal zakorzeniony w latach 90 i to na wysokim poziomie. Coś z Blind Guardian słyszę w bardziej klimatycznym „My Will” i najlepsze jest to, że do samego końca, aż po rozbudowany „The Fallen King” nie słychać słabych kompozycji. Wszystko zostało dobrze przemyślane i zagrane z głową.

Kaledon nagrał sporo albumów i sporo o podobnym klimacie i konstrukcji. Jednak żaden nie ma tyle killerów, takiej energii i takiej dawki przebojowości co „Antillius”. Jak dla mnie jeden z ich najlepszych albumów, do którego będę często wracać. Miło jest słyszeć, że duch Rhapsody przemawia w ich muzyce. Gorąco polecam.

Ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. A ja z kolei nie byłem w stanie tej płyty słuchać: brzmienie robione chyba przez osobę, która nie słyszała kompletnie że coś nie gra, wymęczony wokal, żadnej wciągającej melodii, masa dźwięków, które nic nie wnoszą, a nawet jeśli to słyszało się je na innych podobnych płytach w znacznie lepszym wykonaniu. Nic dziwnego, że ten album jest ostatnim z Polazzim, który się wyniósł bo nie było tu nic ciekawego do roboty. Dałbym co najwyżej dwóję i jeszcze się zastanawiał czy nie jest za wysoko ocenione.

    OdpowiedzUsuń
  2. 8/10 ????????????? Za co ????????????

    OdpowiedzUsuń