Już myślałem że
słyszałem wszystko w swoim życiu i że raczej mało co mnie jest
wstanie zaskoczyć. Jednak byłem w błędzie. Od dłuższego czasu
wszelkie portale o muzyce metalowej wspominają o japońskiej
formacji Baby Metal. Omijałem ich szerokim łukiem bo wiedziałem,
że to jest coś z czym nie da się walczyć i z pewnością nie jest
to muzyka dla fanów tradycyjnych dźwięków. No cóż
wytwórnia Mystic Productions podesłała mi debiutancki album
i przyszło się zmierzyć z największym koszmarem. „Baby Metal”
bo tak się zwie wydany w tym roku krążek japońskiej formacji to
dzieło, które ciężko jest opisać słowami i sklasyfikować.
Same wokalistki mówią że grają nową odmianę metalu, który
nazwały właśnie Baby metal. Jedno jest pewne, udało im się
zaskoczyć heavy metalowy świat.
Muzyka nie jest łatwa w
odbiorze i właściwie ciężko tez mówić o samym heavy
metalu w kontekście Baby Metal. Bardziej to brzmi jak mieszanka
techno i metalu, która ma być skierowana do młodszych
słuchaczy, którzy chcą się bawić i tańczyć. W skład
zespołu wchodzą :Su metal, Yuimetal, a także moametal. Jest to
grupa wokalno taneczna, która powstała w 2010 r. Do zabawy
może i się to nadaję, ale do stricte słuchania to raczej nie
bardzo. Co z tego, że jest to muzyka melodyjna, nie brakuje
chwytliwych melodii, nie brakuje mocnego uderzenia, skoro całość
jest kiczowata i jakoś ciężko strawna. Szata graficzna nawet miła
dla oka, samo brzmienie też ciężkie i przyprawia o dreszcze.
Niestety sama muzyka i styl w jakim śpiewają wokalistki pozostawia
wiele do życzenia. Na samym starcie mamy agresywny „Baby
Metal death”, który w rzeczy samej ma cechy death
metalu. Od strony instrumentalnej brzmi to nawet dobrze, ale cała
reszta niestety odstrasza na samym starcie. „Megitsune”
jest już bardziej progresywny, bardziej zalatujący w stronę
melodyjnego metalu. Dyskotekowe klawisze i wokal dziewczynek potrafi
podziałać na nerwy niestety. Jednak jako muzyka dla małych dzieci,
które są potańczyć to się nadaję i to idealnie. Z każdym
utworem wkraczamy w coraz większy kicz, w coraz większy świat
abstrakcji. „Iine !” brzmi jak utwór z
jakiejś mangi i w sumie bardziej szokuje styl i wykonanie niż sam
tytuł. Pierwsze skojarzenie to Blumchen i to raczej nic pozytywnego.
To już ciężko nazwać heavy metalem. „Akatsuki”
pod względem instrumentalnym wypada całkiem dobrze i to w sumie
jeden z ciekawszych momentów na płycie. Ciężko tutaj mówić
o jakiś plusach i właściwie każdy utwór to prawdziwa męka
dla uszu. Każda kompozycja jest niemal podobna do siebie i zespół
nawet nie ma pomysłu jak urozmaicić swój materiał. „Catch
me if You can” to bardzo dobry przykład chaosu jaki panuje
w zespole. Ciężko stworzyć coś prostego i przemyślanego, tylko
cały czas dostajemy papkę różnych gatunków
muzycznych. Taki „Headbangeeeerrrr” ma może gdzieś
tam ciekawą linię melodyjną, ale znów wykonanie i słodkość
wywołuje obrzydzenie. Reszta utworów nie zasługuje na
jakąkolwiek wzmiankę tutaj.
Jeśli szukasz muzyki
przy której można tańczyć i bawić się to z pewnością
Baby Metal się nadaję. Zespół próbuje mieszać
różne gatunki muzyczne, chce przy tym być też zespołem
tanecznym i w efekcie wyszedł dziwny album. Baby Metal zaskakuje że
w ogóle coś takiego może istnieć i że można tego słuchać.
Zespół pokazał nieco inne oblicze heavy metalu, pokazał że
nawet dzieci mają prawo głosu i możliwość tworzenia swojej
muzyki. Może właśnie te grono słuchaczy w pełni pojmie Baby
Metal? Może jestem za stary na takie dziwactwa? Gdyby album był
może taki jak „Iijme , Dame, Zattai” to może byłoby to
znacznie ciekawsze? Jedno jest pewne Baby Metal poruszył swoim
dziwactwem metalowy świat. Ciężko komukolwiek polecić ten album,
bo muzycznie to jest prawdziwa tortura. Jeśli ktoś chce przesłuchać
to tylko na swoją odpowiedzialność.
Ocena: 1/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz