środa, 12 kwietnia 2023
SAVAGE GRACE- Sign of the cross (2023)
Amerykański Savage Grace to już klasak heavy/speed metalu lat 80. Nagrali 3 świetne albumy, które stały się kultowe. W 1992 r zakończyli działalność i tak mogło pozostać. Jasne były później próby reaktywowania zespołu, ale bez skuteczne. Dopiero w 2020r gitarzysta Chris Logue powołał na nowo Savage Grace. Ze starego składu został tylko on i czy był sens zbierać się na nowo i psuć swój kultowy status, zwłaszcza że to już nie ten sam skład i te same czasy. "Sign of the cross" to płyta z pewnymi ciekawymi momentami, która podzieli fanów.
Przede wszystkim jak można było dać takiego koszmarka na frontową okładkę. Jedna z najgorszych okładek w historii heavy metalu. Brzmienie na siłę tworzone na wzór tego z lat 80 i brzmi to trochę komicznie. W 2022r band zasilił wokalista Gabriel Colon i to jeden z jaśniejszych punktów tego nowego wcielenia Savage Grace. Potrafi nadać klimatu lat 80 i sprawdza się w górnych rejestrach. Szkoda tylko, że same pomysły na kompozycje jakieś oklepane i do tego same aranżacje jakieś takie chaotyczne i bez dopracowania. Brzmi to trochę tak jakby ktoś zespół gonił z terminem i na szybko trzeba było coś nagrać. Wszystko jakby pisane na kolanie. Niby speed metal mamy w otwierający "Barberian at the gates" i to całkiem udany utwór. Tylko te solówki i wykończenie jakieś takie niskiej jakości. Dalej mamy singlowy "Automoton" i to całkiem dobry kawałek. Jest klimat lat 80, udany riff i dobrze się tego słucha.Mamy też bardziej melodyjny "Randezvous", który również daleki jest od ideału. Oklepany motyw i sam utwór jakiś taki bez życia. Dalej znajdziemy nieco szybszy "Slave of desire" i to też co najwyżej dobry kawałek. Ot co solidny heavy/speed metal. Im dalej tym gorzej i końcówka płyta to już nudy i jeszcze większy chaos.
Czy tak powinien brzmieć heavy metalowy album? Sztucznie, chaotycznie i bez tej ikry. Savage Grace gra jakby na żarty, jakby to miała być jakaś parodia heavy metal. Niby coś tam grają, niby heavy/speed metal i gdzieś tam jest coś z lat 80, ale to już nie to. To już nie jest to Savage Grace, które znamy i kochamy. Ten album nie powinien powstać.
Ocena: 4/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Są pewne płyty, na których okładkę wystarczy popatrzeć, by ich nie tykać. Ta jest tego doskonałym przykładem. Tego czegoś nawet nie zamierzam słuchać i podziwiam cię, żeś się zebrał na odwagę. To nie jest prawdziwy Savage Grace, to coś na miarę podróbek Sortilege czy Tank, które gdzieś tam teraz działają.
OdpowiedzUsuńP.S. Od razu mówię, że dwa pierwsze Artillery są fajne i nie podlegają pod moją teorię dennych okładek :)
Pomyśleć, że ktoś zaprojektował taką okładkę, a jeszcze ktoś inny uznał że jest spoko i dopuścił do druku hehe Już lepiej było pierdyknąć czarne tło i tylko logo, efekt o niebo lepszy ;)
OdpowiedzUsuńCzarne tło, i to może z wężykiem ? Okładka płyty jest najmniej istotna w całej tej zabawie, chociaż pewnie że ważna. Mógłbym tutaj pokazać milion okładek płyt gorszych od akurat tej okładki, tylko po co ? Najważniejsza i tak jest muzyka, a Savage Grace jeszcze nie przesłuchałem...Okładka ,,Fear of Tomorrow,, ? Beznadzieja...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPosłuchałem Automoton. To jest straszne. 4 w ocenie jest nazbyt łaskawa.
OdpowiedzUsuń