sobota, 22 kwietnia 2023

EVILCULT - The devil is always looking for souls (2023)


 Za znawcę i fana black metalu nie uważam się, ale przychodzi taki moment że czasami trafię na coś  z tego rejonu co mi przypasuje. Tym razem los zesłał mi najnowsze dzieło brazylijskiego bandu o nazwie Evilcult.  Kapela działa od 2016r i ich muzyka jest mieszanką heavy/speed metalu, a także black metalu i thrash metalu. Co ciekawe ten black metal nie jest tutaj dominujący, co jest sporą zaletą dla mnie. Dużo tutaj speed metalu i thrash metalu, a najlepsze jest to, że muzycznie Evilcult mocno nawiązuje do debiutu Running Wild. Jest jeszcze troszkę debiutu Kreator, a także nutka Mercyful Fate. To ci dopiero niespodzianka prawda? Płyta znikąd, a z miejsca "The devil is always looking for souls" stał się dla mnie jednym z najważniejszych albumów roku 2023.

Okładka zapada w pamięci i trzeba przyznać, że oddaje też klimat zawartości.  Sam zespół tworzy trzyosobowy skład, z czego największą rolę odgrywa Lucas. To właśnie on odpowiada za mroczne, black metalowe partie wokalne. Dobrze radzi sobie z górnymi partiami i nadaje całości odpowiedniego charakteru. Jeszcze ciekawsze są jego zagrywki gitarowe, bo są mocno przesiąknięte latami 80 i wczesnym running wild. Bardzo mnie cieszy ten stan rzeczy.

Sam riff "Ancient Power" i brzmienie od razu robi nam odesłanie do właśnie debiutu Running Wild. Pod względem partii gitarowych ten album wymiata i wgniata w fotel od pierwszych sekund. To jest prawdziwa jazda bez trzymanki. Jakże melodyjnie i heavy metalowo zaczyna się tytułowy kawałek, który jest kolejnym killerem na płycie. Znów riff mocno zakorzeniony w wczesnym Running Wild. Brzmi to bardzo naturalnie, niczym zaginiony klasyk lat 80. Band nieco urozmaica swoją grę w rytmicznym "Chants of the night". Niby dalej trzymamy się tego samego, ale band czaruje jak może żeby nie było nudno. Gdyby miał wskazać słabszy moment, to byłby to właśnie ten kawałek. Dalej mamy klasyczny kawałek w postaci "Call of Evil". Partie gitarowe są bardzo smakowite i przyprawiają o ciarki. Ciekawie zaczyna się "Die in Hell" i to znów nieco stonowany kawałek, który pokazuje że band potrafi bawić się konwencją. Słucha się tego jednym tchem. Przyspieszamy w "Speed metal fire" i sam riff i wejście perkusji na samym początku to istny majstersztyk. Całość wieńczy przebojowy "The Witch", który podsumowuje co gra w duszy Evilcult.

Rzadko kiedy wybieram się w rejony black metalu, ale tym razem został umiejętnie przesiąknięty elementami speed/thrash metalu, a zwłaszcza wczesnym Running Wild. Takie są moje odczucia, skojarzenia, a może komuś coś innego przyjdzie na myśl? To już wszystko kwestia gustu, ale bez względu na to jest to płyta z pewnością, która potrafi zapaść w pamięć i skraść serce. Dla mnie miłość od pierwszego odsłuchu. Petarda!

Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz