niedziela, 21 stycznia 2024

STRIKER - Ultrapower (2024)


 Były słodkie i pełne kiczu albumy Dragonforce, Victorious i gdzieś w podobnym klimacie próbuje grać kanadyjski Striker, który na początku swojej kariery serwował wysokiej klasy heavy/speed metal, który był hołdem dla speed metalu lat 80.  6 lat przerwy, dojście w 2022 r gitarzysty Johna Simona Fallona i w końcu nowy materiał. "Ultrapower" ukaże się 2 lutego nakładem Record breaking records.

Speed metal nie gra już głównej roli i zszedł na dalszy plan. Band wysunął przed szeregi patenty cechujące kapele grające glam metal, hair metal, czy też nawet hard rock. Przebojowość i nacisk na chwytliwe melodie został. W efekcie wyszedł nam album, który brzmi jak osadzenie muzyki typu def leppard, steel panther w stylizacji heavy/speed metalowej. Brzmi to nawet nie najgorzej. Kiedy kicz nie przekracza normalnej dawki i wszystko jest zagrane z sensem. Mocny atutem kapeli jest bez wątpienia wokal Dana Cleary, który wciąż sieje zniszczenie i przybliża nam klimat lat 80. Można się przyczepić z pewnością do jakości niektórych kawałków, zbyt przesadzonych ozdobników rodem z jakiejś gry typu mario bros. Pomysł na styl i hity był całkiem dobry i troszkę zabrakło dopracowania, żeby powstał z tego znakomity krążek.

Okładka jest paskudna. Odstrasza i nie zachęca by sięgnąć po owe wydawnictwo. Kto by chciał mieć takiego koszmarka w swojej kolekcji płytowej? Brzmienie mocne i takie nieco hard rockowe. Same kompozycje potrafią pozytywnie zaskoczyć. Płytę otwiera rozpędzony i taki nieco speed metalowy "Circle of Evil". Czy tylko ja słyszę w tym stary dobry Striker? Mocna rzecz, która będzie siać zniszczenie na koncertach. Do tego te chórki rodem z płyt def leppard. Prosty, zadziorny i przebojowy "Best of the best" troszkę może i komercyjny, ale jakże szybko wpada w ucho. Przyznaję się bez bicia, że ta muzyka jest pozytywnie zakręcona. Saksofon w "Give it all" to chybiony pomysł i tutaj granica kiczu została przekroczona. Ta pozytywna energia bije również z przebojowego "Suck to Suck", który również jest takim miksem speed metalu i glam metalu. Ciekawa mieszanka i ja to kupuje. Refren w "Ready for anything" to istne mistrzostwo świata i brzmi to jak Def Leppard na sterydach. Jak dla mnie najlepszy utwór z całej płyty. Kolejne przekroczenie kiczu następuje w "City Calling" i te wstawki rodem z jakieś gry jest nie potrzebne i nic nie wnoszące. "Thunderdome" to kolejny słabszy utwór na płycie, który nie ma takiej siły jak te wcześniejsze wspomniane. Końcówka płyty to przebojowy "Live to fight another day" czy speed metalowy "Brawl at the Pub".

Nie jest to najlepsze wydawnictwo kanadyjskiej formacji, nie jest to też może kandydat do płyty roku, ale trzeba oddać Striker że nagrał bardzo przebojowy album. Ta płyta zaraża pozytywną energią i nie brakuje tutaj prostych i godnych zapamiętania melodii czy riffów. Brzmi to jak Def Leppard w nieco szybszym i bardziej heavy/speed metalowym wydaniu. Bardzo mi pasuje taki stan rzeczy. Warto obczaić jak brzmi Striker w obecnych czasach.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz