środa, 17 stycznia 2024
HOLY DRAGONS - Fortress (2024)
Pochodzący z Kazachstanu Holy Dragons to żywy przykład, że w dzisiejszych czasach można wydawać systematycznie album z nową muzyką co dwa czy trzy lata. Oczywiście, że jest ryzyko że może się to odbić na jakości. Tak też było w przypadku ostatnich wydawnictw Holy Dragons. "Fortress" to już 21 album w dorobku grupy i z pewnością jest to krążek, który poziomem zbliża się do "civilizator" czy "Dragon Inferno", czyli wraca znów ta dobra mieszanka heavy.power metalu.
Nowy album już na wstępie kusi przepiękną okładką w klimatach fantasy. To jedna z ich najlepszych okładek i to już nadzieje, że będzie lepiej niż na ostatnich wydawnictwach. Holy Dragons to pracowita kapela, to band który potrafi grać i dostarczyć frajdy. Nie grają niczego odkrywczego, bo sięgają po sprawdzone patenty. Troszkę brakuje im pewności i pomysłowości, żeby wykończyć w pełni utwory i stworzyć killer o którym można by dyskutować godzinami. To wszystko to solidny, momentami bardzo dobry heavy/power metalu, który brzmi troszkę jak mieszanka Primal fear, udo, czy Manowar.
Do głosu Chris Caine nic w sumie nie mam, bo sprawdza się w tym graniu, ale tym razem troszkę momentami irytuje, ale i tak nic nie przebije płaskiego i nijakiego brzmienia perkusji na tej płycie. Brzmi to niczym automat perkusyjny.
Płyta ma dobry start, bo zaczynamy cały odsłuch od zadziornego i przebojowego "Angel Shadows". Jakość brzmienia trochę drażni, ale sam utwór dostarcza pozytywnych doznań i to jest Holy Dragons jaki się chce słuchać. Imponuje na pewno szybki, rozpędzony i agresywny "Vampire Thrill", który pokazuje, że band potrafi spiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Utwór tętni życiem i kipi z niego prawdziwa heavy metalowa energia. Stonowany i nieco toporniejszy "Tha Game of fate" mimo tego że trwa 8 minut to jest to całkiem poukładany i solidny kawałek.Znajdziemy tutaj sporo prostych i łatwo wpadających w ucho riffów, które napędzają całą płytę i stanowią jego atrakcyjność. Dobrze to odzwierciedla dynamiczny "darkness beyond the other side of your eyes". Warto tutaj jeszcze wspomnieć o rozpędzonym "Red dragon of wales", który utrzymany jest w power metalowej konwencji.
Holy dragons wrócił na właściwe tory, ale do perfekcji jeszcze daleko. Brakuje na pewno dopracowania, pomysłów na cały album. To wciąż kawał solidnego heavy/power metalu, który jest miły w odsłuchu. Nie oczekujcie doznań nie wiadomo jakich i muzyki wysokich lotów. Holy Dragons nie jest od tego. Płyta z pewnością godna uwagi i na pewno znajdzie swoich odbiorców.
Ocena: 6.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz