niedziela, 7 stycznia 2024

METAL DE FACTO - Land of The Rising Sun part I (2024)


 





Debiut fińskiej kapeli Metal De Facto był dobry, ale tak żeby mówić o jakimś przebłysku geniuszu, to jakoś mowy nie było. "Imperium Romanum" pokazał jednak, że ta kapela potrafi grać i ma pomysł na siebie. Mija 5 lat, a kapela powraca z nowym albumem. "Land of the rising sun part I" ukaże się 9 lutego roku 2024 nakładem Rockshot Records. To pierwszy album z nowym wokalistą tj Aitorem Arrastia i jest to album, który można określić mianem koncepcyjnego. W końcu skupiają się tutaj na japońskiej kulturze. Każdy kto kocha słodki i przebojowy power metal rodem z płyt Beast in Black, Victorious czy Dreamtale ten szybko odnajdzie się w świecie Metal De Facto.

Trzeba zaznaczyć na wstępie, że muzycy którzy tworzą ten zespół to na pewno nie jest zbieranina amatorów, a wręcz przeciwnie. Mamy tutaj naprawdę doświadczonych ludzi, którzy odegrali sporą rolę w melodyjnym metalu. Na basie Sami Hinkka, który grywa w Enisferum, perkusista Atte martinen gra w Bloody Hell, gitarzysta Esa Orjatsalo grywał w dreamtale, drugi gitarzysta Mikko Salovaara w Laverage, zaś klawiszowiec Benjii Connelly gra w Everfrost. Razem tworzą zgrany zespół, który stawia na proste i chwytliwe melodie. Liczy się przebojowość, dobra zabawa i łatwo wpadające w ucho hity. Pod tym względem "Land of the rising Sun part I" błyszczy i jest prawdziwą kopalnią hitów.

Ciężko w sumie wyłapać słabe momenty. Band od razu startuje z mocnego i wyrazistego "Rise Amaterasu". Znakomity hołd dla lat 90, gdzie power metal rozkwitał w najlepsze. Słychać wpływy Sonata Arctica, Stratovarius, Helloween czy Gamma Ray. Słodki i mega przebojowy power metal w europejskiej odsłonie. Nie powiem brakowało mi ostatnio takiej płyty, w takim klimacie. Płytę promuje "Code of the samurai" i to rasowy hit w stylu Dreamtale czy Beast in Black. Słodkie klawisze, prosty i łatwo w padające w ucho przewodni motyw, słodkie klawisze. Ktoś powie kicz, ale robi to imponujące wrażenie. Band potrafi odnaleźć się w bardziej podniosłym epickim graniu, co potwierdza marszowy "Heavier than a mountain" i tutaj momentami można poczuć wpływy takiego Sabaton. Znakomite wejście basu mamy w rozpędzonym "Slave To The power". Jest trochę Iron maiden, a także Helloween i wszystko brzmi tak jak powinno. Klasyka rodem z lat 90. Z każdym utworem stwierdzam, że nowy wokalista wniósł ten band na wyższy poziom i wniósł sporo świeżości. Dalej mamy melodyjny "Divine wind", przebojowy "Tame The Steel". Znów słychać coś z Dreamtale czy Beast In Black. Słychać nacisk na chwytliwe melodie, podniosłe refreny i proste motywy gitarowe. Robi to wrażenie. Troszkę odstaję "Superstars", gdzie troszkę przekroczono granicę kiczu. Na sam koniec dobrze rozplanowany kolos w postaci "47 ronin". Zamykający kawałek nie nudzi i przemyca sporo ciekawych motywów i band potwierdza jak rozwinął skrzydła.

Metal De facto w końcu skradł moje serce. Za pierwszym razem tego się nie udało. Tym razem płyta kipi energią, przebojowością i te motywy, jak i melodie są dopracowane pod każdym względem. Płyty tak naprawdę słucha się jednym tchem i przypominają się klasyki power metalu europejskiego. Miła niespodzianka, zwłaszcza że nie liczyłem że nagrają tak świetny album.

Ocena: 9/10

4 komentarze:

  1. Jeden tylko kawałek dostępny, jak na razie, ale całkiem ,,niezły jest ,, , to ,, Code of the Samurai,, .
    Żeby wpisu nie kończyć tak banalnie to dodam coś od siebie. Przeczytałem wczoraj opinię wokalisty Saxon Byforda o płytach zespołu z przeszłości, a jest przecież o czym mówić, to ponad 40 lat działalności. Peter, bo ,,Biff,, to tylko pseudonim, poleca młodym adeptom heavy metalu ,, Denim and Leather,, z lat 80-tych poprzedniego wieku, a z lat 90-tych ,, Metalhead,, . O ile tę pierwszą płytę znam na pamięć, tak jak i ,, Weels of Steel,, , czy ,,Strong Arm of the Law,, , to ,,Metalhead,, delikatnie mówiąc zupełnie nie pamiętałem... Przesłuchałem... i raczej nie było warto . Może produkcja temu winna, bo i wokal cieniutki, i reszta grupy brzmi jakby grali w wiejskiej świetlicy, przy kręceniu
    ,, Siekierezady,, i do tego przy 30 - stym stopniu zasilania prądem. Mógł Biff polecić każdą inną płytę Saxon od następnej ,, Killing Groud,, aż do ,, Carpe Diem,, włącznie i byłoby znacznie lepiej, ale nie na litość boską ,, Metalhead,, ! Omijać z daleka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Metalhead pewnie słuchałem,
      ale zupelnie nie pamiętam, więc pewnie masz rację. Z całej dyskografii najbardziej lubię właśnie Carpe Diem, świetne kawałki i brzmienie jak marzenie 🤩🤩🤩 Andy Sneap to istny geniusz.

      Usuń
  2. MAGNUM ,, Here Comes the Rain,, ,, . Znać zawartość płyty wcześniej niż się ukazuje, to zaleta czy wada ? Moim zdaniem wada. Wypadało by Panie ,,Powermetalwarrior,, ponownie tę płytę zaprezentować, bo niebawem się ukaże, a omówienie na tej stronie pewnie już i zapomniane, a i R.I.P. Tony Clarkin , a i fenomenalna okładka, a i muzyka z racji 9 w tutejszej skali ocen zobowiązuje.

    P.S. Wybaczcie, ale posłuchałem dwóch Pań w TV Republica ... i nie da się uciec od spraw bieżących, czyli po prostu : ***** Tuska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby masz rację, ale to zawsze może być taki przypadek że warto opisać bo komuś coś się stało, miał wypadek, zmarł czy odszedł z zespołu. Czasami są takie zdarzenia po premierze i ktoś na nowo przepisuje recenzje ? Liczy się ich muzyka, dziedzictwo. Płyta jest pięknym pożegnaniem i skradnie serca. Ciekawe co będzie dalej? Czy będą dalej działać czy zakończą działalność?

      Usuń