sobota, 16 marca 2024

LORDS OF BLACK - Mechanics of Predacity (2024)


 Rok bez muzyki Ronnie Romero to rok stracony. Wiem, że gość pojawia się wszędzie, wiem że dla niektórych już przejadł się. Póki idzie za tym jakość, to nie mam nic przeciwko Ronniemu. To jeden z najlepszych wokalistów młodszego pokolenia. Przypomina manierę moich ulubionych wokalistów i potrafi oddać klimat właśnie Rainbow czy Dio. No ma to coś i nawet z marnego kawałka potrafi wyczarować cudo. W roku 2023 wydał udany solowy album i genialny debiut Elegant Weapons. Czas wrócić do macierzystej kapeli,czyli Lords of Black.  Na scenie są już 10 lat i przez ten czas wydali łącznie 6 albumów i każdy z nich to istny majstersztyk w kategorii melodyjnego heavy/power metal z nutką progresywności. Nie zawiedli i zawsze dostarczają muzykę najwyższych lotów. W przypadku "Mechanics of Predacity" nie jest inaczej. Jak oni to robią?

Miło jest widzieć, że band nie kombinuje i dalej gra swoje. Dalej jest to mieszanka progresywnego heavy metalu i power metalu. Wszystko utrzymane w mrocznym klimacie, z pomysłowymi melodiami i taką gracją i finezją w partiach gitarowych. Ta muzyka ma szokować, imponować, rzucać na kolana i inspirować. Ma zostać z słuchaczem na dłużej. Tak było i tak dalej jest. Lords Of Black nie boi się złożonych konstrukcji, ukrytych smaczków i budowania napięcia. Trzon tej formacji to oczywiście Ronnie o niesamowitym głosie i uzdolniony gitarzysta Tony Hernando, który jest wstanie zagrać nam wszystko.

Nowy materiał ma wszystko. Stonowane kompozycje, bardziej energiczne, czy też zadziorne, a nawet epickie. Każdy znajdzie coś dla siebie i choć każdy utwór to osobna przygoda, to całość jest jednocześnie bardzo spójna. Bije z tego albumu świeżość, pomysłowość. Niby człowiek co nas czeka, a i tak jest zaskoczenie i szok. Wielkie brawa.

Płyta zawiera 10 kawałków. 10 perełek, 10 killerów, 10 niesamowitych doznać. Każdy z nich zasługuje na osobną recenzję.

"For what is owed to us"
- Imponuje mrocznym, akustycznym wejściem gitary. Takie to trochę na miarę thrash metalu. Budowanie napięcia jest imponujące. Utwór szybko nabiera mocy, agresywności i przebojowości. Lata lecą, a Lords of Black się nie starzeje. Klasyk!

"Let the nightmare Come" - znakomity przykład, że można grać nowocześnie, z pazurem, mrocznie, a zarazem pozostawać wiernym klasycznym rozwiązaniom. No i to balansowanie między przebojowością i mrocznym klimatem.

"I want the darkness to Stop" - znów spokojne, mroczne wejście, a przy tym znakomite budowania napięcia. Lords of Black robi to z gracją, niezwykłą pomysłowością. Utwór buja, ocierają się takie nieco klasyczne, rockowe zacięcie. Piękno to brzmi, choć nie ma tu szybkiego tempa i jakiegoś mocnego riffu. Czarodzieje!

"Let it Burn" - Ronnie śpiewa agresywnie, a sam utwór bardzo zadziorny i mroczny. Tutaj band zabiera nas w takie klasyczne granie i nawet coś z Dio można tu i ówdzie usłyszeć.

"Can we be heroes again" - tym razem coś innego. Taki lekki, nieco bardziej rockowy kawałek i nawet w tej stylistyce Lords of Black wypada bez błędnie. Niech przepiękne popisy gitarowe Tony'ego i nastrojowy refren same przemówią.

"Crown of Thorns" - 7 minut hołdu dla Black Sabbath i Dio. Jak mocarnie brzmi tutaj sekcja rytmiczna. Posępny bas, mocne uderzenie perkusji i tajemniczy Ronnie Romero. Na takie kompozycje zawsze warto czekać latami. Nie często tworzy się takie majstersztyki.

"Obsession of the mind"
- można poczuć progresywność, można wyłapać elementy bardziej rockowe. Utwór kryje sporo smaczków i mimo nieco innej stylistyki to sieje zniszczenie.

"Build the Silence" - to o dziwo nie jest ballada. Znów kawałek z średnim tempem i takim klimatem wyjętym z lat 80. Ronnie znakomicie sprawdza się w takim graniu na pograniczu heavy metalu i hard rocka. Cudo!

"A world thats Departed" - to niesamowita podróż, która trwa 11 minut. Kolos z prawdziwego zdarzenia, który jest niczym rollecoaster. Od szybkiego tempa, aż po wolne, nawet nieco balladowe. Bardzo złożony utwór, który pokazuje

"Born out of Time" - jak kończyć to w wielkim stylu i z wykopem. Na koniec mamy power metalową petardę. Band postawił na szybkość, na agresywny riff i brzmi to obłędnie.

Lords of Black nie daje powodów do narzekania, nie daje powodów, żeby ich skarcić. Grają bez błędnie, tworzą muzykę z górnej półki, która zachwyca, porusza, na długo zostaje z słuchaczem. Intryguje jakością, stylem i pomysłowością. Jeden z nielicznych zespołów, które grają na tak wysokim poziomie przez tyle lat. "Mechanics of Predacity" to kolejny klasyk w dyskografii Lords of Black. Specjaliści w swoim fachu.

Ocena: 10/10


1 komentarz:

  1. Doceniłem solowe dokonanie ROMERO z ubiegłego roku, nie doceniłem natomiast ELEGANT WEAPONS, niesłusznie zresztą, bo to muzyka znakomita. Obecny rok niesie tyle wybitnych płyt spod znaku ciężkiej muzy że poprzedni, też przecież bardzo dobry, wysiada na całej linii. Tak, tak, mamy renesans heavy metalu w jego najbardziej klasycznych, ale wymieszanych stylistycznie formach, wysiadają gatunki skrajne, a NWOBHM rozkwita, muzycy kojarzeni z metalową extremą np. ci z ( ECCLESIA ) tworzą zespoły grające bardziej przystępną i trafiającą do szerszej publiczności muzykę, ze skutkiem zresztą znakomitym, bo ogólny poziom, niczym woda w naczyniach połączonych poszybował mocno w górę.
    Jedno przesłuchanie ,, Mechanics of Predacity,, to oczywiście za mało, żeby obiektywnie zbliżyć się do jej jądra ciemności, bo to taka właśnie mrocznie wysmakowana galeria typów, czyli utworów spod ciemnej metalowej gwiazdy, ale już i nóżka chodzi, i już nostalgia za muzycznie dawno minionym czasem, tak dyskretnie w ofercie LORDS OF BLACK wybrzmiewająca, wypływa wraz z falami kolejnych utworów na szerokie ale niespokojne wody dzisiejszej naszej rzeczywistości. Ja zresztą, widzę tutaj mnóstwo nawiązań do tego solowego ROMERO, bo bardzo urozmaicona to i nieoczywista stylistycznie, i pełna tego feellingu pewnego siebie i docenionego już w muzycznym świecie grajka, muzyka.

    OdpowiedzUsuń