niedziela, 8 kwietnia 2012

MANOWAR - Into The Glory Ride (1983)


Modlitwy zostały wysłuchane i stało się MANOWAR nie tkwił zbyt długo w tej nieprzyjaznej hard rockowej strukturze z debiutu i właściwie poszedł w stronę tego co można było usłyszeć na zamykającym „Battle Hymns”. Na nowy album nie trzeba było czekać zbyt długo, bo tylko rok, a wciągu tego czasu pojawił się nowy perkusista, a mianowicie świętej pamięci Scott Columbus, który był najlepszym perkusistą MANOWAR i jego zakres umiejętności był szeroki. Potrafił grać dynamicznie, mocno i urozmaicenie. Wraz z nowym albumem pojawiła się nowa wytwórnia, a mianowicie MEGAFORCE która zapewniła krążkowi nowe, lepsze brzmienie jak przystało na wielki zespół. Muzycznie „Into Glory Ride” jest już nieco innym albumem aniżeli debiut. Jest w końcu heavy metal, jest tutaj właściwie sporo tych patentów które będą charakterystyczne dla muzyki MANOWAR. Jest to bez wątpienia bardzo dojrzały album pod względem muzycznym, mamy bardziej dopracowane, przemyślane kompozycje, mamy też wyższą formę muzyków w stosunku do poprzedniego albumu i sam materiał jest w końcu wyrównany i bardziej atrakcyjniejszy dla zwykłego słuchacza.

Choć trzeba przyznać, że otwarcie albumu kawałkiem „Warlord” raczej zapowiada jakby kontynuację stylu z poprzedniego albumu, bo oprócz heavy metalowego ciężaru, ostrości mamy też hard rockowe szaleństwo i zadziorność. Dla wielu jest to najsłabsza kompozycja na tym wydawnictwie, aż mnie ciekawi dlaczego? Bo odstaje od reszty pod względem stylistycznym? Bo jest nieco hard rocka w tle? A może dlatego że kawałek brzmi jak hymn dla motocyklistów? Ma to najmniejsze znaczenie, biorąc pod uwagę sam kawałek, jego wydźwięk i poziom. Utwór na pewno wyróżnia dość dynamiczny charakter. Co ciekawe album wypełniają właściwie kompozycje długie, rozbudowane, epickie, takie nieco rycerskie, bojowe, z mrocznym tekstem i lekkim za lotem pod BLACK SABBATH. Takie kompozycje jak ponury „Secret Of Steel”, prosty, przebojowy „Gloves Of Metal” , podniosły „Gates of Vallhala” będący swoistą kontynuacją hymnowego „Battle Hymns” z poprzedniego albumu poruszający tematykę wikingów i vallhalli , czy też mroczny „Hatred” nawiązujący do „Dark venger” gdzie też ograniczono do minimum chwytliwe melodie stawiając w pierwszym szeregu ciężar i mrok, jak również rozpędzony „Revelation (Death's Angel)” opowiadający o Apokalipsie Sw Jana czy też w końcu 8 minutowy marszowy „March for Revenge (By the Soldiers of Death)” z niezwykłym klimatem, licznymi ubogaceniami, urozmaiconymi motywami to MANOWAR jaki lubię, epicki, przebojowy z zapadającymi melodiami. Te utwory oddają w 100% styl tej amerykańskiej legendy.. Jeśli ktoś lubi „Battle Hymns”   i te utwory pokocha, bo tutaj mamy to co najlepsze w MANOWAR i to jest ich niepowtarzalny styl.

Argumenty w postaci kompozycji mówią same za siebie dając jak najbardziej uzasadnione podstawy by określać ten album jednym z ich najlepszych. Wyrównany i na wysoki poziom materiał dostarczy nie zapomnianych przeżyć. Pójście w kierunku epickiego metalu okazało się opłacalnym ruchem, który właściwie wyniósł zespół na sam szczyt. Każda dokonana zmiana sprawiła że otrzymaliśmy album idealny. Zmiana perkusisty, wytwórni, inne podejście do kompozytorstwa, aranżacja, zwłaszcza to słychać w grze Rossa, który większa uwagę przywiązuję do techniki i melodii, do finezyjnych partii, co przedłożyło się na jeszcze większą atrakcyjność utworów, czyniąc z nich prawdziwe przeboje, które zostają ze słuchaczem na lata. Szkoda tylko że takie dzieło zostało ozdobione tak kiczowatą okładką, która właściwie działa odwrotnie. Zamiast przyciągać, to odstrasza.

Ocena: 10/10

1 komentarz:

  1. No cóż, okładka jest taka, jak i cały wizerunek zespołu, zresztą Manowar są kiczowaci również od strony muzycznej, w czym wydatnie pomogły im ich obciachowe, autotematyczne teksty o sobie w roli rycerzy i obrońców metalu.
    Piosenka "Gloves of Metal" obudziła we mnie niegdyś zainteresowanie tym zespołem, miałem też ich dwie późniejsze płyty, ale na dłuższą metę słuchać się tego nie da. I choć kawałkami w rodzaju "Black Wind, Fire and Steel" może nawet położyli podwaliny np. pod muzykę zespołu Rebellion, tej ostatniej kapeli jednak nie dorastają do pięt, bliższe im są raczej metalowe rycerzyki z Hammerfall.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń