Melodyjny death metal to
bez wątpienia specjalność Finów, dlatego kiedy dowiedziałem
się że Starkill to kapela pochodząca ze Stanów
Zjednoczonych to przeżyłem lekki szok. Zespół istnieje od
2012 r i już może się pochwalić dwupłytowym dorobkiem. Najnowsze
dzieło „Virus of The Mind” to pozycja obowiązkowa
dla maniaków Kalmah, Children of Bodom czy Wintersun. Jednak
tutaj trzeba patrzeć pod szerszym kątem i jest to płyta skierowana
do tej grupy słuchaczy, którzy cenią sobie pomysłowość,
dużą dawkę melodii i ciekawe aranżacje. Amerykańska formacja nic
nie zmieniła w swojej stylistyce i dalej jest to szeroko pojęty
melodyjny death metal z wpływami power metalu i symfonicznego
metalu. Ciekawa mieszanka gatunków, to jedna z tych cech,
która wyróżnia Starkill na tle innych kapel. To
przedkłada się na jakość albumu, który bez większego
problemu wyróżnia się na tle innych wydawnictw z roku 2014.
Nawet zostało to podkreślone niezwykłą, klimatyczną okładką.
Na pierwszy rzut oka widać, że jest to płyta z górnej
półki, a nie dzieło amatorów, co szukają zarobku i
sensu życia. Muzyka jest tutaj tylko potwierdzeniem tego.
Klimatyczne otwarcie „Be dead or Die” zabiera nas do świata, w
którym rządzi symfoniczny metal, power metal i folk metal.
Tak przynajmniej można opisać początkową fazę kawałka. Potem
szybko przekonujemy się, że jest tak jak zespół mówi.
Jest melodyjny death metal z prawdziwego zdarzenia. Szybki partie
gitarowe Tony'ego i Parkera układają się w jednolitą całość.
Stawiają na zaskoczenie, na podniosłość, liczne przejścia i
urozmaicenia. Pod tym względem płyta jest bogata i naprawdę
zadowoli najbardziej wymagających słuchaczy. Dobry start to połowa
sukcesu. „Winter Desolation” wykazuje bardziej
power metalowe cechy i nawet można doszukać się wpływów
Oden Ogan. Jeszcze mocniej, jeszcze agresywniej zespół gra w
„Breaking to Madness” i to jest właśnie to za co
kocham melodyjny death metal. Brzmi to energicznie i można naprawdę
nieźle się wyszaleć. Nutka romantyczności, podniosłość,
spokojny, urzekający klimat to atuty wyjątkowego „Virus of
The Mind”. Bardzo podobną kompozycją do tej jest nieco
bardziej symfoniczny „Before Hope Fades”.
Najmocniejszym kawałkiem na płycie jest bez wątpienia „Into
Destiny” choć i tutaj zespół nie tylko dostarcza
nam agresji czy sporej dawki death metalu. Cały czas jest brany pod
uwagę czynnik melodyjności i chwytliwości. To sprawia, że płytę
bardzo fajnie się słucha i nie ma zgrzytania zębami. Zespół
stara się zaskakiwać co pokazuje w „God Of this wolrd”,
który zbudowany jest z rożnych ciekawych motywów,
które imponują pomysłowością i zapadają w pamięci przez
swoją lekkość oraz szczerość. Na koniec chciałbym tez wyróżnić
„My Catharsis”, choćby z tego względu, że zespół
wkracza tutaj w rejony bardziej power metalowe. Tak brzmi dzieło
muzyków, którzy chcą zaskoczyć słuchaczy, którzy
stawiają na jakość. „Virus of The Mind” to jedna z
najciekawszych pozycji w kategorii szeroko pojętego heavy metalu.
Bardzo miła niespodzianka i na pewno będę śledził dalsze losy
tej kapeli. Póki co gorąco Was zachęcam do zapoznania się z
ich najnowszym dziełem. Gwarantuje niesamowite przeżycia.
Ocena: 9/10
Debiut jeszcze lepszy.;D
OdpowiedzUsuńTo całkiem niezła płyta.
OdpowiedzUsuń