Kiedyś liczyła się
charyzma, pomysłowość, ciekawy image, intrygująca nazwa zespołu,
czy nagrywanie treściwego materiału. To sprawiało, że wiele kapel
nagrywało znakomite albumy, wiele z nich wybiło się i zyskało
status kultowego. Dzisiaj już ciężko o takie cechy i właściwie
wszystko jest robione dla zysków, robione tanim kosztem, bez
silenia się i wkładu własnego. Amerykański band o nazwie Savage
Master to jeden z tych zespołów, który brzmi jakby
narodził się w latach 80, który wierzy w te dawne ideologie.
Podobnie tak jak wiele kapel z lat 80 tak i Savage Master stawia na
pomysłowość, prostotę, na treściwy materiał, bez zbędnego
silenia się. Co ich wyróżnia to również pomysłowy
image i mroczna nazwa zespołu. Wszystko jest tak skonstruowane i
dopracowane, że Savage Master ma w sobie to coś. Nie wiele kapel
potrafi autentycznie brzmieć jak przystało na late 80 i to nie jest
falsyfikacja. Patrząc na rok 2014 to trzeba przyznać, że „Mask
of The Devil” to jeden z najciekawszych wydawnictw, zwłaszcza
kiedy będziemy przeglądać tegoroczne debiuty.
Płytę zdobi jedna z
najciekawszych okładek jakie widziałem w roku 2014. Jest mrok, jest
tajemniczość i nutka okultyzmu w tle. Nasuwają się stare dobre
okładki z lat 80, zwłaszcza Mercyful Fate. Kolejnym aspektem, który
nas przybliża do tamtych lat to surowe, przybrudzone brzmienie. Znów
kłania się Mercyful Fate czy Black Sabbath. Te zespoły w jakiś
sposób ukształtowały styl amerykańskiej formacji. Jednak
tutaj można wyłapać nie tylko heavy metalowe kapele, jest bowiem
też coś z doom metalu czy black metalu. Ciekawa mieszanka i robi to
wrażenie. Ponury, mroczny, okultystyczny klimat odgrywa tutaj
kluczową rolę i to on determinuje wydźwięk płyty. Wszystko brzmi
bardzo klasycznie i nie ma tutaj mowy o eksperymentach czy silenie
się na nowoczesność. Taki stan rzeczy podkreśla to, że muzycy
grają prosto z serca, szczerze i nie mają na celu zgarnięcia kasy.
Chodzi o zaspokojenie swojej ambicji i granie tego co się kocha. To
słychać w otwieraczu „Blood on The Roose”. Jest
nacisk na średnie tempo, na mroczny klimat i nie powinno dziwić
tutaj klimat Black Sabbath czy Mercyful Fate. Zespół stawia
na treściwe utwory, tak więc nie uświadczymy tutaj żadnych
kolosów. W sumie to jest jedna z zalet materiału, że trwa 30
minut. W takiej formie dłuższy materiał mógłby nas
zanudzić. Savahe Master to nie tylko ciekawe popisy gitarowe Larrego
i Adama, to również charyzmatyczna wokalistka. Stacey Peak
śpiewa agresywnie i przypomina najlepsze albumy Chastain czy
Hellion. To musi się podobać. „The Mystifying Oracle”
to utwór znacznie agresywniejszy i uświadczymy tutaj więcej
dynamiki. Znakomicie wymieszano tutaj patenty wyjęte z twórczości
Chastain, Metal Church czy Heretic. Klimat doom można wyczuć w
mroczniejszym „Mask Of
The Devil”. Instrumentalnie jest tutaj sporo cech
starego Mercyful Fate. Zespół wie jak zaskoczyć fanów,
jak ich oczarować klasycznym brzmieniem. Średnie tempo i nutka
NWOBHM to cechy „The Ripper in Black”, z kolei fani
szybkiego grania docenią „Kill Without warning”,
który jest przebojem z prawdziwego zdarzenia. O szybsze bicie
serca przyprawią też chwytliwy „Marry The Wolf” i
speed metalowy „Death Rides The Highway”.
Najdłuższym utworem jest „Altar of Lust” i to
jest styl Savage Master w pigułce.
Dzięki takim zespołom
jak Savege Master wciąż można się delektować latami 80. Nawet
patrząc na ich zdjęcia, na image, to można poczuć się jak w
tamtym okresie. Zespół w pełni oddał się temu co robi i
robią to na najwyższym poziomie. Zadbano o każdy możliwy detal,
by wszystko brzmiało autentycznie. Kawał porządnego heavy metalu w
klasycznym stylu z wpływami Black Sabbath i Mercyful Fate. Nie
brakuje w ich muzyce też elementów NWOBHM czy Doom metalu. To
wszystko sprawia, że „Mask of The Devil” to jeden z
najciekawszych debiutów roku 2014.
Ocena: 9/10
Mi to surowe brzmienie już w pierwszej chwili skojarzyło się z "Kill'em All".
OdpowiedzUsuń