wtorek, 23 grudnia 2014

SAVAGE MASTER - Mask of The Devil (2014)

Kiedyś liczyła się charyzma, pomysłowość, ciekawy image, intrygująca nazwa zespołu, czy nagrywanie treściwego materiału. To sprawiało, że wiele kapel nagrywało znakomite albumy, wiele z nich wybiło się i zyskało status kultowego. Dzisiaj już ciężko o takie cechy i właściwie wszystko jest robione dla zysków, robione tanim kosztem, bez silenia się i wkładu własnego. Amerykański band o nazwie Savage Master to jeden z tych zespołów, który brzmi jakby narodził się w latach 80, który wierzy w te dawne ideologie. Podobnie tak jak wiele kapel z lat 80 tak i Savage Master stawia na pomysłowość, prostotę, na treściwy materiał, bez zbędnego silenia się. Co ich wyróżnia to również pomysłowy image i mroczna nazwa zespołu. Wszystko jest tak skonstruowane i dopracowane, że Savage Master ma w sobie to coś. Nie wiele kapel potrafi autentycznie brzmieć jak przystało na late 80 i to nie jest falsyfikacja. Patrząc na rok 2014 to trzeba przyznać, że „Mask of The Devil” to jeden z najciekawszych wydawnictw, zwłaszcza kiedy będziemy przeglądać tegoroczne debiuty.

Płytę zdobi jedna z najciekawszych okładek jakie widziałem w roku 2014. Jest mrok, jest tajemniczość i nutka okultyzmu w tle. Nasuwają się stare dobre okładki z lat 80, zwłaszcza Mercyful Fate. Kolejnym aspektem, który nas przybliża do tamtych lat to surowe, przybrudzone brzmienie. Znów kłania się Mercyful Fate czy Black Sabbath. Te zespoły w jakiś sposób ukształtowały styl amerykańskiej formacji. Jednak tutaj można wyłapać nie tylko heavy metalowe kapele, jest bowiem też coś z doom metalu czy black metalu. Ciekawa mieszanka i robi to wrażenie. Ponury, mroczny, okultystyczny klimat odgrywa tutaj kluczową rolę i to on determinuje wydźwięk płyty. Wszystko brzmi bardzo klasycznie i nie ma tutaj mowy o eksperymentach czy silenie się na nowoczesność. Taki stan rzeczy podkreśla to, że muzycy grają prosto z serca, szczerze i nie mają na celu zgarnięcia kasy. Chodzi o zaspokojenie swojej ambicji i granie tego co się kocha. To słychać w otwieraczu „Blood on The Roose”. Jest nacisk na średnie tempo, na mroczny klimat i nie powinno dziwić tutaj klimat Black Sabbath czy Mercyful Fate. Zespół stawia na treściwe utwory, tak więc nie uświadczymy tutaj żadnych kolosów. W sumie to jest jedna z zalet materiału, że trwa 30 minut. W takiej formie dłuższy materiał mógłby nas zanudzić. Savahe Master to nie tylko ciekawe popisy gitarowe Larrego i Adama, to również charyzmatyczna wokalistka. Stacey Peak śpiewa agresywnie i przypomina najlepsze albumy Chastain czy Hellion. To musi się podobać. „The Mystifying Oracle” to utwór znacznie agresywniejszy i uświadczymy tutaj więcej dynamiki. Znakomicie wymieszano tutaj patenty wyjęte z twórczości Chastain, Metal Church czy Heretic. Klimat doom można wyczuć w mroczniejszym „Mask Of The Devil”. Instrumentalnie jest tutaj sporo cech starego Mercyful Fate. Zespół wie jak zaskoczyć fanów, jak ich oczarować klasycznym brzmieniem. Średnie tempo i nutka NWOBHM to cechy „The Ripper in Black”, z kolei fani szybkiego grania docenią „Kill Without warning”, który jest przebojem z prawdziwego zdarzenia. O szybsze bicie serca przyprawią też chwytliwy „Marry The Wolf” i speed metalowy „Death Rides The Highway”. Najdłuższym utworem jest „Altar of Lust” i to jest styl Savage Master w pigułce.

Dzięki takim zespołom jak Savege Master wciąż można się delektować latami 80. Nawet patrząc na ich zdjęcia, na image, to można poczuć się jak w tamtym okresie. Zespół w pełni oddał się temu co robi i robią to na najwyższym poziomie. Zadbano o każdy możliwy detal, by wszystko brzmiało autentycznie. Kawał porządnego heavy metalu w klasycznym stylu z wpływami Black Sabbath i Mercyful Fate. Nie brakuje w ich muzyce też elementów NWOBHM czy Doom metalu. To wszystko sprawia, że „Mask of The Devil” to jeden z najciekawszych debiutów roku 2014.

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Mi to surowe brzmienie już w pierwszej chwili skojarzyło się z "Kill'em All".

    OdpowiedzUsuń