niedziela, 21 grudnia 2014

DEAD END HEROES - Roadkill (2014)

Nie ważne czy zespół tworzy zgraja przyjaciół, czy może muzycy sesyjni, nawet nie liczy się czy jest to band jednej narodowości, czy też jest to zgraja ludzi z różnych zakątków świata. Najważniejsze co nas interesuje jako słuchaczy to jaki owoc przyniesie współpraca muzyków i czy będzie to dzieło godne uwagi. Bo jeśli nie, to właściwie nie zależnie od czynników składowych i tak będzie to klęska. Dead End Heroes to akurat projekt muzyczny szwedzkiego perkusisty Daniela Voageli, który dobrał sobie muzyków obracających się wokół takich gwiazd jak Tony Martin czy Doogie White. Postanowili grać melodyjny hard rock z wyraźnymi wpływami lat 80 czy 70. Stylistycznie można ich porównać do Europe, Ac/Dc, Deep Purple, Rainbow czy nawet Journey. To już zachęca, by sięgnąć po „Roadkill”.

Okładka nie wiele mówi, zresztą skład jaki tworzy Dead End Heroes również. Pozostaje się zdać na zawartość. Od pierwszych dźwięków można usłyszeć soczyste brzmienie, które ma pokazać siłę zespołu i że nie mają zamiaru grać łagodnych melodyjek. Tytułowy „Roadkill” to taki miks Dokken, Ac/Dc i Deep Purple. Udało się tutaj dobrze wyważyć nowoczesny sound i klasyczny styl. Brzmi to soczyście i energicznie. Siła tego zespołu właściwie tkwi w urokliwym wokalu Schulza i mógłby śmiało śpiewać w Rainbow. Taki o drugi Doogie White. Dobrze to nawet uchwycono w ostrzejszym „Dead End heroes”, który zdradza, że zespół dość łatwo tworzy chwytliwe kawałki. Klimaty Deep Purple ujawniają się w stonowanym „ Cry For The Moon” czy progresywnym, nostalgicznym „Stormfront”. Nie brakuje mocnego uderzenia i atrakcyjnych melodii, które sprawiają, że czas szybciej leci. Właśnie tak można by opisać energiczny „Hands of The Wheel” czy nieco bluesowy „Technicolor Love”. Jest kilka słabszych momentów, zwłaszcza pod koniec płyty, ale można to jakoś przetrawić. To jest właśnie coś co mi przeszkadza w tym wydawnictwie, a mianowicie brak równego poziomu przez cały album.

Jest to płyta z serii na jeden raz. Przyjemnie się słucha, jest w czym wybierać, a płyta nie jest na jedno kopyto. Brakuje tylko w tym wszystkim ciekawszych aranżacji, większej dawki przebojowości i wreszcie zaskoczenia. Nie ma tragedii, ale nie ma się też czym zachwycać.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz