Belgijski Drakkar wraca i
to w wielkim stylu. W latach 80 już zaprezentowali na co ich stać,
bo w końcu „X rated” to kawał porządnego heavy/speed metalu w
starym stylu. W tamtym okresie kapela już więcej nic nie wydała i
na długi czas rozpadła się. W 2012 powrócili z odświeżonym
debiutem, który nosi tytuł „X rated Reloaded”, ale to nie
był nowy materiał, więc ciężko było ocenić siły i potencjał
Drakkar po tylu latach nie bytu. Teraz mamy taką możliwość, bo
belgijska formacja nagrała „Once Upon a Time ... in Hell”, który
zawiera zupełnie nowy materiał. Jest to już nieco inny zespół,
nieco inni muzycy, bo przecież z tamtego składu zostało trzech oryginalnych członków. Wiele się zmieniło,
ale styl w jakim obraca się zespół nie. Dalej jest to
heavy/power/speed metal, który na dzień dzisiejszy przypomina
styl Helstar. Zespół stara się brzmieć nowocześniej,
agresywniej, a przy tym nie zapomina o klasycznych rozwiązaniach.
Taki układ sprawia, że nowy album prezentuje się okazale. Jest
mroczny klimat co ukazuje intro „Enter The darkness”,
jednak znacznie ciekawszym wejściem się okazuje „Once Upon
a Time... in hell”, który ociera się momentami o
thrash metal. Stonowany i bardziej hard rockowy „Lost”
może nie jest tym czego się oczekuje od Drakkar, ale i takie
zwolnienie jest tutaj potrzebne. Dalej mamy znów kolejną
dawkę petard w postaci „Angels of Stone”,
przebojowego „Saint Bartholomew's Night” czy
technicznego „Scream it Loud”. Jak ktoś lubi
klimaty bardziej w stylu Black Sabbath, ten z pewnością doceni
nieco bardziej marszowe kawałki pokroju „Babel”
czy „Never Give Up”. Naprawdę jest w czym wybierać
i nie brakuje mocnych utworów, które robią prawdziwą
demolkę i takich kompozycji jak „A Destiny That Does not
Heal” chce się w większych ilościach. Nie przeszkadza mi
tutaj nawet to, że Leni i spółka czerpią garściami z Cage.
Jest jeszcze judasowy „Whats going on”, który znakomicie
podsumowuje cały album. Jest energia, pazur, jest agresja, jest
pomysłowość i umiejętność odnalezienia się w obecnym
heavy/speed/power metalu. Drakkar powrócił i to w wielkim
stylu. Teraz pozostaje czekać na kolejne płyty i oby były równie
udane jak „Once Upon a Time in Hell”.
Ocena: 8/10
Duży plus dla nich,że po takiej długiej przerwie potrafili nagrać równie dobry album.
OdpowiedzUsuńNiemcom może bym się nie dziwił,ale to Belgowie...szacuneczek Panowie. ;D
W pełni się zgadzam, aczkolwiek znacznie przyjemniej recenzję by się czytało jakby była podzielona na leada, rozwinięcie (akapity) i zakończenie. Jeden ciąg jest strasznie męczący ;)
OdpowiedzUsuńThank's for your support, guys.
OdpowiedzUsuńDrakkar id BACK !
Metal Rules !!!!
Pat (Drakkar)