środa, 24 grudnia 2014

WARRANT - Metal Bridge (2014)

A to ci niespodzianka. W życiu bym nie przypuszczał, że niemiecki Warrant powróci jeszcze do świata żywych. Ich działalność przypadła na lata 80 i wtedy właśnie światło dzienne ujrzał debiutancki album „The Enforcer”, który uzyskał status kultowego. Każdy kto lubi heavy/speed metal utrzymany w stylu Savage Grace, Gravestone, Iron Angel, Running Wild czy Abbatoir powinien znać ten krążek. Po wydaniu tamtego dzieła kapela długo nie pociągnęła i się rozpadła. Teraz po prawie 30 latach kapela nie dość że reaktywowała się to jeszcze nagrała drugi album. „Metal Bridge” to nic innego jak kontynuowane tamtego stylu z lat 80. Można odnieść wrażenie, że zespół postanowił w najlepsze dopisać dalszy rozdziała tego co zaczęli w latach 80. To niezmiernie cieszy, że nie zmienili swojego stylu i dalej są wierni tym samym priorytetom.

Ta niemiecka machina wcale nie zardzewiała i wciąż sprawnie funkcjonuje. Wszystko znów opiera się na ostrych riffach, w których liczy się szybkość i agresja. Oczywiście Warrant nie byłby sobą gdyby nie wokal Jorga, który jest charyzmatyczny i odzwierciedlający niemiecką toporność. Ciężko sobie tutaj wyobrazić inny typ wokalu jak ten przypominający Chrisa Boltendahla czy Udo Dirkschneidera. Idealnie on pasuje do tej całej otoczki. Nowy album wypada nie wiele gorzej od debiutu z lat 80. Sekret tkwi, że w sumie skład nie wiele się zmienił. W końcu poza Jorgiem, pozostał Oliver May. Perkusista Thomas Rosemann radzi sobie całkiem dobrze jak nowego członka, co słychać w „Dont get mad even”. Z koeli gitarzysta Dirk dobrze dogaduje się z Oliverem co dało w efekcie bardzo poukładany i przemyślany album. Nowoczesne brzmienie, podkreśla agresywność i dynamikę, której jest tutaj pod dostatkiem. „Asylum” to po pierwsza kompozycja zaraz po krótkim itrze i tutaj słychać to co najlepsze w niemieckim metalu, to co najlepsze w heavy/speed metalu. Riff mógłby spokojnie zdobić album Accept, czy Headhunter. Kto polubił debiutancki album Panzer prowadzonego przez Schmiera, ten również pokocha to co gra obecnie Warrant. W „Come and Get it” jest nacisk na agresję i heavy metalowy wydźwięk. Słychać, że toporność jest tutaj bardzo istotna. Odgrywa ona większą rolę niż wygrywanie prostych i atrakcyjnych melodii. Na płycie nie brakuje cech thrash metalu, co słychać w mocnym „You Keep Me In Hell” czy w ”Face The Death”. Nowy album kipi energią i ciężko tutaj o coś innego jak o szybki speed metal, który znajdujemy w „Hellium Head” czy „Nyctophobia”. Na dłuższą metę może to być nieco nużące, że prawie przez całą godzinę słuchamy podobnych motywów. Plusem tego jest, że nie ma zbędnych wypełniaczy i płyta jest równa.

Niektóre powroty do świata żywych kończą się nie powodzeniem i prawdziwą katastrofą. Taka wpadka tylko wtedy psuje to co zespół osiągnął przed laty. Jednak Warrant wychodzi z tego obronną ręką. „Metal Bridge” podtrzymuje to co zespół prezentował w latach 80. Jest to udana kontynuacja tego, co zawierał „The Enforcer”. Jest ta sama dynamika, toporność, pazur i spora dawka speed metalu. Brawo panowie. Witamy z powrotem i czekamy na więcej takich albumów.

Ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Album jak najbardziej zasługujący na wysoką oceną, jednak wg mnie nie ma tam absolutnie żadnej kontynuacji ich stylu z lat 80-tych. To totalnie inna muzyka, nie tylko z uwagi na nowocześniejsze brzmienie, ale i nawet konstrukcje utworów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na widok nazwy zespołu i wzmiance o latach 80. przypomniało mi się jedno muzyczne dziadostwo z tamtego okresu, kawałek się zwał "Cherry Pie", ale oczywiście, taka metamorfoza byłaby nieprawdopodobna i wręcz szokująca, he, he!

    OdpowiedzUsuń